Strona 1 z 16

Historia o kocie... Szczesciarz odszedl za TM...

PostNapisane: Wto gru 26, 2006 18:31
przez GuniaP
20.12.2006 godzina 15.00

On :
Ktoś nas woła... ktoś daje jeść... to ONA. Słyszę jak wysypuje jedzenie tuż obok mojej kryjówki, słyszę jak bracia jedzą. Nie mam siły wyjść z tej piwnicy i wyskoczyć na okienko, zawołam - może mnie usłyszy, zawołam, że potrzebuje pomocy, że jestem głodny, obolały i chory...


Ona :
Nakarmiłam wszystkie koty, jest ich tutaj 14. Niestety znowu nie było tego dymnego kocurka z białą szyjką. Nie przychodzi na jedzenie już od kilku miesięcy. Może znalazł inny ogród ? Inna piwnicę? To dziki kocur...

Zbieram naczynia i miseczki, odchodzę i słyszę ciche miauczenie z piwnicy. Zaglądam przez okienko i widzę moją zgubę, to on ten brakujący kocurek ! Musi być głodny, wsunęłam resztkę jedzenia przez pręty na parapet piwnicy. Kot przybliżył się do miseczki i wtedy go zobaczyłam... przerażający widok : koci szkielet obleczony czarnym, zmierzwionym futerkiem, prawa przednia łapka leżała w dziwnej, nienaturalnej pozycji. Oczy zaropiałe z ranami w kącikach. Nosek zatkany przez wyciekającą ropę z krwią. Obraz nędzy i rozpaczy!
Jadła łapczywie i cały czas głośno miauczał. Musiałam coś zrobić, przymknęłam okienko i pobiegłam do domu po klatkę.

On :
Jem, jestem bardzo głodny, nie mogę oddychać. Ona patrzy na mnie, muszę jej powiedzieć, że bardzo cierpię. Zamknęła okienko i poszła sobie...
Jest mi bardzo zimno, skulę się może będzie cieplej, tylko ta łapa przeszkadza przy każdym ruchu. Wszystko mnie boli i jeszcze te pchły, nie mam już sił się bronić przed nimi...


Ona:
Żeby tylko nie spadł z tego parapetu do piwnicy, bo go stamtąd nie wydostanę, nie mam klucza, żeby nie zeskoczył, bo nie będzie dla niego ratunku. Właściciel tego domu wyjechał na kilka dni. Żeby dał się złapać... ale jak??? To dziki kocur, nigdy wcześniej nie pozwolił mi się dotknąć, pogłaskać, nikt inny też go nie głaskał, nie trzymał na rękach, nie przytulał. Jak mi nie zaufa to umrze. Wszyscy Święci pomóżcie mi go złapać dla jego dobra i mojego spokoju!

On:
Wróciła, Mówi do mnie tak cicho i miło. Wyciąga ręce pomiędzy prętami w okienku. Boje się. Pogłaskała mnie, to miłe uczucie...Próbuje pogłaskać drugi raz, nie... nie cofnę się... potrzebuję pomocy, nie mam siły się bronić, uciekać... miau...


Godzina 16.00

Ona :
Mam już klatkę. Cały czas miauczy rozpaczliwie, skarży się żałośnie. Próbuje go pogłaskać z nadzieją, że mnie nie ugryzie. Dotknęłam jego głowy, nie odsunął się. Błyskawiczna decycja: złapałam za skórę na karku i przeciągnęłam przez te pręty w okienku, zasłoniłam mu oczka i włożyłam do klatki. On cały czas miauczał rozpaczliwie. Biegłam do domu, nie czułam zmęczenia ani bólu chorej nogi. Cała akcja trwała godzinę, cały czas padało, byłam cała mokra, ale warto było!

On:
Jestem zamknięty w klatce, ale jest ciepło... leżę na mięciutkim kocyku. Ona ciągle coś do mnie cichutko mówi, a ja jej też opowiadam o swoim smutnym losie.


Ona:
Godzina 17.30
Rower, kot na bagażnik, jedziemy do lecznicy, szybko, dalej pada deszcz.

On:
Ona wyciąga mnie z klatki, boję się, nawet nie protestuję, wstyd, jestem dorosłym kotem. Wszystko mi jedno, jestem zmęczony...


Ona :
Doktor mówi, że jest w złym stanie, skrajnie wychudzony. Ma trudności z wkłuciem się. Sama skóra i kości. Łapa wisi bezwładnie, ale tym się zajmiemy potem, na razie trzeba go ratować. Dostaje antybiotyk, witaminy, nawodnienie. Jeszcze kropelka na pchły zjadające go żywcem. Wracamy do domu. Przygotowałam mu w suszarni legowisko, kuwetę, pudło, żeby mógł się schować, oczywiście miskę z wodą.

On:
Ale tu ciepło i jasno. Jest kaloryfer, można się do niego przytulić. Ona przemywa mi oczki i zasmarkany nos. Pierwszy raz w życiu ktoś mnie dotyka i głaska. Pchły spadają ze mnie martwe, ona pokazuje mi kuwetę i miskę z wodą. Wszystko zrozumiałem ! Jestem bardzo zmęczony i słaby, nie mam siły nawet siedzieć...



Ona:
21.12.2006 8.00
Idę rano do suszarni, z gula w gardle ze strachu... Co zastane??? Czy on żyje?
ŻYJE !!! zasmarkane biedactwo, nos zatkany, oczy zaropiałe, pupa i ogon cały brudny, nie miał siły wyjść z kuwety, do której się wcześniej załatwił. To nic, najważniejsze, że żyje!

On:
Przyszła z pysznym jedzeniem, zjem trochę... Ja jem, a ona wyciera mi nogi i ogon. Jaki wstyd, nie zdążyłem się schować do pudła. Zachowuje się jak domowy pupil.
Ale ona nie zwraca uwagi, że jestem taki brudny i śmierdzący. Cały czas mówi do mnie cichutko i głaszcze...



CDN

PostNapisane: Wto gru 26, 2006 18:38
przez Gretta
No i co dalej? Trzymam kciuki za koteczka :ok: :ok: :ok:

PostNapisane: Wto gru 26, 2006 18:48
przez pisiokot
Ja też, najmocniejsze :ok:

PostNapisane: Wto gru 26, 2006 19:07
przez Tweety
i co u kocinki? czekamy na wiesci

PostNapisane: Wto gru 26, 2006 19:13
przez GuniaP
Byłam dzisiaj go zobaczyc i zrobić zdjęcia, to ON:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest przerazliwie chudy, czuc każdą kosteczke. jest spokojny, pozwala się głaskać, nawet się mnie nie bał. Najważniejsze, że je, niestety ma biegunke, dzis był u weta.

Ona - to Bogusia, karmi i sterylizuje koty, w wielu miejscach w Rzeszowie. Na osiedlu na ktorym mieszka jest dom jednorodzinny z ogrodem, właściciel tego domu udostępnił wolno zyjacym kotom piwnicę, w tej piwnicy był ten kicius. Tam żyje 8 kocic (7 złapanych i wysterylizowanych przez Bogusie - jedna jeszcze za młoda była) i 7 kocurków, jeden został wykastrowany, reszta na wiosne jak dojrzeje. To własnie ten biedak, on ma około 1,5 roku.

PostNapisane: Wto gru 26, 2006 19:22
przez GuniaP
Bogusia mu przemywa oczka, on jest bardzo cierpliwy, albo az tak słaby że na to wszystko pozwala;
Obrazek

Obrazek

To jest młody kocurek, a nie ma juz zębów:
Obrazek

Łapka jest całkowicie bezwładna, od barku....
Obrazek

PostNapisane: Wto gru 26, 2006 19:26
przez reddie
Jaki biedak... Aż się poryczałam :oops: Mimo tego złego stanu widać, że jest piękny. Z całej siły trzymam kciuki za jego zdrowie :ok:

PostNapisane: Wto gru 26, 2006 19:51
przez Iburg
Biedak, misial bardzo cierpiec, byl bardzo mgłodny, z bezwładną łapka trudno bylo mu zdobic jedzenie i poruszac sie. Trzymam mocno kciuki żeby doszedł do siebie bo bedzie wtedy z niego piękny kot, nawet bez łapki. No i bedzie musial znaleźć dobry niewychodzący dom.

PostNapisane: Wto gru 26, 2006 19:54
przez pixie65
O raaaaaaaaanyyyyyyyyyyyy... :(
Gunia...pewnie "coś " potrzeba...? Napisz na PW...

PostNapisane: Wto gru 26, 2006 20:41
przez Zuzia1
Biedny kotek :( Trzymam kciuki za powrót do zdrowia . :ok:
Przyłączam sie do sugestii Pixie65

PostNapisane: Wto gru 26, 2006 20:48
przez Mruczaki
się normalnie poryczałam
gdyby jakas pomoc była potrzebna to na PW

PostNapisane: Wto gru 26, 2006 20:58
przez xandra
zaraz zrobie cos na bazarku, Mikołaj był szczodry tego roku ;)

PostNapisane: Wto gru 26, 2006 21:54
przez GuniaP
Dzieki dziewczyny, kochane jestescie. Własnie rozmawiałam z Bogusią, obejrzała mu dokładnie pysio, bo jadł i wypluwał, niestety ma nadżerke. Tak przypuszczałam, bo jak oczy i nos zajęte, to marne szanse zeby w pyszczku było ok. Przy mnie jadł, pewnie był bardziej głodny... Bogusia będzie go teraz strzykawką karmic.

PostNapisane: Wto gru 26, 2006 21:56
przez xandra
jest aukcja na KB
mam nadzieje ze ktos pomoze bo ja finansowo cieniutko...
biedny, biedny kocio :(

PostNapisane: Wto gru 26, 2006 22:57
przez dorcia44
Jaki on biedniusi :cry: aż serce się kroi :cry: