Dzieci była dwójka, ale teraz widzę tylko jedno.
Dorosłe prawdopodobnie poradzą sobie, choć pojawiły się tam chyba dopiero latem. Dwa są czarno białe i jeden szaro biały. Mały wygląda mi na jakieś 4-5 miesięcy, albo jest wyjątkowo dużym maluszkiem.
Ludzie znoszą im jedzenie ( stare wędliny, z tego co widzę najczęściej, które chyba mogą narobić im więcej kłopotu, niż pożytku).
Koty żyją na niezagospodarowanym ogródku. Do dyspozycji mają jedynie kartony...Okna piwnicy są niezmiennie zakratowane, byłam u dozorcy, ale nie chcą otworzyć...
Niestety dziś zauważyłam dwa ogródki dalej kolejną gromadkę kotów. Ludzie zrobili im mały schowek, pod balkonem jest domurowana ściana a wejście przysłonięte jest jakąs płachtą materiału.
Koty naliczyłam cztery, w tym ze dwa mniejsze ( ale już takie ok 7-9 miesięcy). Ten ogródek z kolei jest zadbany, ludzie ich stamtą nie gonią, wynoszą im jedzenie, ale co z tego..koty wysiadują na balkonowych oknach i patrzą tęsknie do środka.
Nie mam porządnego aparatu, udało mi się zrobić tylko jedno zdjęcie komórką temu maluchowi z ogródka dzikiego. Maluch ma katar i ropny wyciek z oczka. Dzikus, nie dał się do siebie zbliżyć. Szkoda, bo podarłam sobie portki wchodząc przez płot.
To jest maluch.

Czy ktoś ma jakiś pomysł?
Stare sobie jakoś poradzą, ale ten maluch tam nie przezimuje z tym katarem...
Jestem coraz bliższa zabraniu go stamtąd, chociaż kompletnie nie mam warunków.
Może znajdzie się dla niego dobry, kochający domek?
Tego, że jest dzikuskiem raczej nie brałabym sobie tak do serca. Moja Krzysia też byla, a teraz jest najkochańszym przytulaskiem na świecie.