Kocurek potrzebny natychmiast!

Jeszcze dwa lata temu należałam do tej głupawej części świata, która spierała się o "wyższość świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą". Nie znałam i nie rozumiałam kotów. Zawsze miałam psy. Ale przeprowadziłam się pod miasto i w domu pojawiła się Thelma. Śliczna kotka przypomijąca mi nieco zminiaturyzowanego norweskiego. Przywieziona z mazurskich lasów przez moją córkę studentkę. Ale to nie Thelma sprawiła, że koci świat pokochałam bez reszty. Dumna, niezależna, choć przecież także potrzebująca wiele uwagi i miłości Thelma, jest nazywana przeze mnie i męża naszym ukochanym dzieckiem autystycznym. Czasem nas słyszy, a czasem nie. Czasem podejdzie aby się przywitać a czasem udaje, że nie wie o co chodzi. Ale przecież śpi obok mnie w nocy, w ciągu dnia drzemie w tym pokoju, w którym pracuję, towarzyszy mi we wszystkich pracach w ogrodzie. Wiem, że mnie kocha, choć zachowuje dystans.
Kiedy Thelma miała 8 miesięcy i właśnie przeszła sterylizację w domu pojawił się Stefek. Niemal czarny kot (troszkę białych dodatków), kóry po prostu przyszedł i postanowił zostać. Równolatek Thelmy, bardzo młody, wychudzony, ze świerzbowcem w uszach. No i świat oszalał. Układałam o nim piosenki i wierszyki, spędzał ze mną wieczory udeptując mi biust, brzuch i cokolwiek popadło, mruczał, robił baranka, dawał buzi noskiem. Zakochałam się, jak nigdy. Nazywałam go drugim mężczyzną w moim życiu. Wykastrowałam, wychuchałam, karmiłam wołowinką, Eukanubą i Royal Canin. Stefek miał jedną wadę, był kotem wolnym. Próbowałam zrobić z niego kota niewychodzącego i w okresie paniki z powodu ptasiej grypy trzymałam go przez 2 miesiące w domu. Płakał pod drzwiami każdego dnia. W końcu musiałam się poddać.
Dwa tygodnie temu Stefek wyszedł około czternastej z domu i nie wrócił jak zwykłe o dziewiątej wieczorem. Nie spałam całą noc. A potem zaczęłam płakać i szukać. Rozwiesiłam ogłoszenia, wrzuciłam do każdej skrzynki, wyznaczyłam nagrodę pieniężną. Chodziłam wzdłuż ulicy i po rowach, po okolicznym zagajniku i sadzie.
Tak mi zostało niestety, chodzę, pytam i ryczę. Mam czerwony nos i czerwone oczy i po prostu jestem nieszczęśliwa. Co tu dużo gadać, jestem zrozpaczona. Czuję się już jak ostatnia kretynka. Wstyd się przecież przyznać, trochę już żyję na świecie, dziecko odchowane, tylu ludzi już żegnałam, tyle zwierząt, i jeszcze nigdy nie byłam w takim stanie.
Dziś mój mąż powiedział "Dość! Natychmiast szukaj sobie miziołka, albo skończy się wizytą u psychiatry".
Dlatego chciałabym ogłosić, że: Pilnie poszukiwany mały kochany miziołek. Wszystkie koty o których tu czytałam zasługują na miłość. Ale ja już mam jednego autystyka i teraz potrzebuję po prostu ogromnej, spontanicznej miłości. Szukam kota, małego kociaka, bo takiego łatwiej będzie zaakceptować mojej Thelmie. Szukam kocurka, który robi baranka, lubi być na rękach, przybiega sam, żeby go tulić, głaskać i uwielbiać. Szukam kocurka, lub kocurki, która przytuli pyszczek do mojej twarzy i która mruczeć będzie do ucha najpiękniejsze kocie kołysanki.
Mam w domu dwie dwunastoletnie suczki (dobermankę i jamniczkę). Obie łagodne i ustawione niżej w hierarchii niż koty. Szukam kcurka zdrowego bo moje stare sunie wymagają już zdwojonej opieki (zwłaszcza dobermanka, którą pewnie będę musiała pożegnać w ciągu jednego roku).
Myślałam już o Eleganciku, Rokicie i Sardynce. Może poradzicie mi coś, może coś więcej napiszecie o tych i innych maleństwach. Mam dom z ogrodem, wychodzę najwyżej na 6 godzin dziennie a moje zwierzęta mają stałą opiekę weterynaryjną i pokarm dostosowany do ich wieku i potrzeb.
Ratunku!
BTW nawet jeśli Stefek wróci, to dom jest wystarczająco duży i dla 3 kotów. Będę kochać wszystkie. [/b]
Kiedy Thelma miała 8 miesięcy i właśnie przeszła sterylizację w domu pojawił się Stefek. Niemal czarny kot (troszkę białych dodatków), kóry po prostu przyszedł i postanowił zostać. Równolatek Thelmy, bardzo młody, wychudzony, ze świerzbowcem w uszach. No i świat oszalał. Układałam o nim piosenki i wierszyki, spędzał ze mną wieczory udeptując mi biust, brzuch i cokolwiek popadło, mruczał, robił baranka, dawał buzi noskiem. Zakochałam się, jak nigdy. Nazywałam go drugim mężczyzną w moim życiu. Wykastrowałam, wychuchałam, karmiłam wołowinką, Eukanubą i Royal Canin. Stefek miał jedną wadę, był kotem wolnym. Próbowałam zrobić z niego kota niewychodzącego i w okresie paniki z powodu ptasiej grypy trzymałam go przez 2 miesiące w domu. Płakał pod drzwiami każdego dnia. W końcu musiałam się poddać.
Dwa tygodnie temu Stefek wyszedł około czternastej z domu i nie wrócił jak zwykłe o dziewiątej wieczorem. Nie spałam całą noc. A potem zaczęłam płakać i szukać. Rozwiesiłam ogłoszenia, wrzuciłam do każdej skrzynki, wyznaczyłam nagrodę pieniężną. Chodziłam wzdłuż ulicy i po rowach, po okolicznym zagajniku i sadzie.
Tak mi zostało niestety, chodzę, pytam i ryczę. Mam czerwony nos i czerwone oczy i po prostu jestem nieszczęśliwa. Co tu dużo gadać, jestem zrozpaczona. Czuję się już jak ostatnia kretynka. Wstyd się przecież przyznać, trochę już żyję na świecie, dziecko odchowane, tylu ludzi już żegnałam, tyle zwierząt, i jeszcze nigdy nie byłam w takim stanie.
Dziś mój mąż powiedział "Dość! Natychmiast szukaj sobie miziołka, albo skończy się wizytą u psychiatry".
Dlatego chciałabym ogłosić, że: Pilnie poszukiwany mały kochany miziołek. Wszystkie koty o których tu czytałam zasługują na miłość. Ale ja już mam jednego autystyka i teraz potrzebuję po prostu ogromnej, spontanicznej miłości. Szukam kota, małego kociaka, bo takiego łatwiej będzie zaakceptować mojej Thelmie. Szukam kocurka, który robi baranka, lubi być na rękach, przybiega sam, żeby go tulić, głaskać i uwielbiać. Szukam kocurka, lub kocurki, która przytuli pyszczek do mojej twarzy i która mruczeć będzie do ucha najpiękniejsze kocie kołysanki.
Mam w domu dwie dwunastoletnie suczki (dobermankę i jamniczkę). Obie łagodne i ustawione niżej w hierarchii niż koty. Szukam kcurka zdrowego bo moje stare sunie wymagają już zdwojonej opieki (zwłaszcza dobermanka, którą pewnie będę musiała pożegnać w ciągu jednego roku).
Myślałam już o Eleganciku, Rokicie i Sardynce. Może poradzicie mi coś, może coś więcej napiszecie o tych i innych maleństwach. Mam dom z ogrodem, wychodzę najwyżej na 6 godzin dziennie a moje zwierzęta mają stałą opiekę weterynaryjną i pokarm dostosowany do ich wieku i potrzeb.
Ratunku!
BTW nawet jeśli Stefek wróci, to dom jest wystarczająco duży i dla 3 kotów. Będę kochać wszystkie. [/b]