Krótki opis sytuacji na dzień dzisiejszy:
Pewna kobieta mieszkająca z dorosłym synem przygarnęła kocurka. Po pewnym czasie w ich mieszkaniu pojawiła się też mała kotka. Na efekty długo nie trzeba było czekać i rodzinka powiększyła się o dwa kolejne urodzone już w tym domu maleństwa. Po tym wypadku wykastrowali kocura.
Właścicielka zmarła. Syn zmienił mieszkanie lecz na swoje wyremontowanym M1 nie przewidział miejsca dla kotów. Wyrzucił je na strych.
W tej chwili twierdzi, że to nie jego koty, że to nie on doprowadził do rozmonżenia ich bo cytuję "nie zaglądał im pod ogon".
Początkowo mydlił wszystkim oczy, mówił że jest taki biedny, że koty są przestraszone i nie potrafi ich złapać. Zwodził mnie bardzo długo, aż w końcu okazało się że wogóle mu na nich nie zależy. Przestał je dokarmiać i poić.
Rozpieszczane niegdyś, domowe kotki trafią do schroniska. Dalsze mieszkanie na strychy nie wchodzi w grę i to nie z powodu mieszkańców, ale z powodu warunków jakie tam panują (zaduch jest tam nie do wytrzymania z powodu braku okien)
BŁAGAM O POMOC W ZNALEZIENIU IM NOWYCH ODPOWIEDZIALNYCH DOMÓW
Koty strasznie cierpią, zaglądają pod drzwi mieszkania w którym kiedyś mieszkały, a w którym teraz nie ma już ich ulubionej pani.
Grażyna
605-437-889