niezwykłe jest tylko to, że przeżył, chociaż miał nie przeżyc
(naprawdę nie ma różnicy pomiedzy tym, czy ktoś wyrzucił kociaka z premedytacją czy 'wypuścił' go, żeby sobie pobiegał - fakt że stał sie ofiarą ludzkiej ignorancji i głupoty, a także bezmyślnego okrucieństwa)
AMOR znaleziony został przez tę samą Dobrą Duszę, co pół roku wcześniej Mały Biały MIŚ i był w równie opłakanym stanie, a może nawet bardziej, bo... w okresie ostatnich tegorocznych mrozów przymarźnięty był do dachu komórki, na której tkwił uwięziony kilka mrożnych dni i nocy... i pewnie tylko dlatego z niej nie spadł i nie pogruchotał sobie kości
gdy starsza Pani wspinała sie do AMORA na dach komórki, poczuł on przypływ nadziei tak wielki, że zaczął wydzierać się głośniej (ostatnio już tylko cichutko kwilił) i własnymi siłami oderwał się od trzymającej go na dachu lodowej pokrywy...
na ciele i łapkach pozostały otwarte rany.....
ale to nic, bo Dobra Dusza przytuliła i wzięła do domu
AMOR nie jadł i wydawało się, że nie bedzie żył
co było do przewidzenia - przyplątało się zapalenie płuc
ale mały kotek chciał żyć!!!
trwało kilka tygodni zanim na 100% można było orzec, że AMOR jest zdrów, następnie szybko znalazła się osoba chętna, by zaopiekować się kotkiem, ale właśnie ostatnio, po miesiącu, ta osoba się rozmyśliła....

(chyba wszyscy pomyśleliśmy w tym momencie to samo)
no i AMOR ponownie czeka na domek
nie taki na miesiąc
takie już miał
teraz marzy mu się dom na wiele, wiele lat, bo młodziutki jest,
teraz chce domku na całe życie