CK Ala - kochana kotka - domu trzeba!

Miała byc kocurkiem. Okazało się, że nim nie jest, kiedy zaczął jej rosnąć brzuch. Wtedy drzwi do domu zostały zamknięte. Na zawsze.
Dzieci urodziła na osiedlowym trawniku. Miała wiele "szczęścia" - puchate kuleczki nie zostały rozszarpane przez psy, ani zabite dla zabawy. Była dokarmiana - kocia rodzina wzbudzała wiele dobrych emocji, szczególnie w dzieciach, które obserwowały na podwórku, jak kociaki rosną.
Puchate kuleczki miały wiele szczęścia - znalazły domy, dzieci zabrały je do swoich domów. Ona została. Już nie wzbudzała litości. Ot, zwykły, bury kot, namolnie żebrzący o jedzenie i zaczepiający przechodniów.
Od dawna było dla niej przygotowane miejsce w azylu - odkąd usłyszeliśmy jej historię.
Nikomu jednak, z osób, które ją widywały, nie chciało się poświęcić czasu na przywiezienie kotki do azylu. Wiele deklaracji, wiele opowieści na temat tego, że kotka wciąż błaga ludzi o pomoc. Na tym - na słowach - kończyła się wrażliwość ludzi opowiadających jej historię. Mimo tego, że w ich domach mieszka jej potomstwo, mimo tego, że wystarczyło poswięcić godzinę, by kotke uratować przed koczowaniem na mrozie - na podwórku spędziła całą zimę..
Ulitowało się nad nią dwoje dzieci. Dziś przywiozły koteczkę (z pomocą taty jednego z dzieci) do mojej mamy, gdzie ją odebrałam.
Ala (kicia dostała imię na cześć dziewczynki, która nie przeszła koło niej obojętnie) jest burą, młodą kotką. Teraz w jej brzuchu są już kolejne kocięta - kotka jest w zaawansowanej ciąży.
Jest tak bardzo szczęśliwa, że znalazła się w domu - od kilku godzin mruczy i ugniata kocyk. Je łapczywie, pije obrzymie ilości wody - jakby bała się, że wody może zabraknąć.
Jest słodką, dobrą kotką. Ufa ludziom, choć powinna się ich brzydzić.

Dzieci urodziła na osiedlowym trawniku. Miała wiele "szczęścia" - puchate kuleczki nie zostały rozszarpane przez psy, ani zabite dla zabawy. Była dokarmiana - kocia rodzina wzbudzała wiele dobrych emocji, szczególnie w dzieciach, które obserwowały na podwórku, jak kociaki rosną.
Puchate kuleczki miały wiele szczęścia - znalazły domy, dzieci zabrały je do swoich domów. Ona została. Już nie wzbudzała litości. Ot, zwykły, bury kot, namolnie żebrzący o jedzenie i zaczepiający przechodniów.
Od dawna było dla niej przygotowane miejsce w azylu - odkąd usłyszeliśmy jej historię.
Nikomu jednak, z osób, które ją widywały, nie chciało się poświęcić czasu na przywiezienie kotki do azylu. Wiele deklaracji, wiele opowieści na temat tego, że kotka wciąż błaga ludzi o pomoc. Na tym - na słowach - kończyła się wrażliwość ludzi opowiadających jej historię. Mimo tego, że w ich domach mieszka jej potomstwo, mimo tego, że wystarczyło poswięcić godzinę, by kotke uratować przed koczowaniem na mrozie - na podwórku spędziła całą zimę..
Ulitowało się nad nią dwoje dzieci. Dziś przywiozły koteczkę (z pomocą taty jednego z dzieci) do mojej mamy, gdzie ją odebrałam.
Ala (kicia dostała imię na cześć dziewczynki, która nie przeszła koło niej obojętnie) jest burą, młodą kotką. Teraz w jej brzuchu są już kolejne kocięta - kotka jest w zaawansowanej ciąży.
Jest tak bardzo szczęśliwa, że znalazła się w domu - od kilku godzin mruczy i ugniata kocyk. Je łapczywie, pije obrzymie ilości wody - jakby bała się, że wody może zabraknąć.
Jest słodką, dobrą kotką. Ufa ludziom, choć powinna się ich brzydzić.


