Dzieci urodziła na osiedlowym trawniku. Miała wiele "szczęścia" - puchate kuleczki nie zostały rozszarpane przez psy, ani zabite dla zabawy. Była dokarmiana - kocia rodzina wzbudzała wiele dobrych emocji, szczególnie w dzieciach, które obserwowały na podwórku, jak kociaki rosną.
Puchate kuleczki miały wiele szczęścia - znalazły domy, dzieci zabrały je do swoich domów. Ona została. Już nie wzbudzała litości. Ot, zwykły, bury kot, namolnie żebrzący o jedzenie i zaczepiający przechodniów.
Od dawna było dla niej przygotowane miejsce w azylu - odkąd usłyszeliśmy jej historię.
Nikomu jednak, z osób, które ją widywały, nie chciało się poświęcić czasu na przywiezienie kotki do azylu. Wiele deklaracji, wiele opowieści na temat tego, że kotka wciąż błaga ludzi o pomoc. Na tym - na słowach - kończyła się wrażliwość ludzi opowiadających jej historię. Mimo tego, że w ich domach mieszka jej potomstwo, mimo tego, że wystarczyło poswięcić godzinę, by kotke uratować przed koczowaniem na mrozie - na podwórku spędziła całą zimę..
Ulitowało się nad nią dwoje dzieci. Dziś przywiozły koteczkę (z pomocą taty jednego z dzieci) do mojej mamy, gdzie ją odebrałam.
Ala (kicia dostała imię na cześć dziewczynki, która nie przeszła koło niej obojętnie) jest burą, młodą kotką. Teraz w jej brzuchu są już kolejne kocięta - kotka jest w zaawansowanej ciąży.
Jest tak bardzo szczęśliwa, że znalazła się w domu - od kilku godzin mruczy i ugniata kocyk. Je łapczywie, pije obrzymie ilości wody - jakby bała się, że wody może zabraknąć.
Jest słodką, dobrą kotką. Ufa ludziom, choć powinna się ich brzydzić.


