Koteczka z charakterem - pojechała do domu :D

Po tym, jak historia Miji znalazła swój szczęśliwy finał, ośmieliłam się przedstawić forumowiczom Kumę. Oto ona:
http://upload.miau.pl/1/43234.jpg
http://upload.miau.pl/1/43235.jpg
http://upload.miau.pl/1/43237.jpg
http://upload.miau.pl/1/43236.jpg
Zapewne kiedyś była kotem domowym, bo doskonale wie, czym są kuweta, lodówka i łóżko. Nie wiem, jak znalazła się na dworze, mogę tylko przypuszczać, że w jej pierwszym domeku były niedelikatne ręce. A może to z innego powodu została sama na jednym z wrocławskich osiedli i to dopiero tam nauczyła się, że ludzkie ręce są zdolne dać nie tylko przyjemnośc, ale i krzywdę?
Tak czy inaczej, kotka tułała się przez kilka tygodni. Raz pozwalano jej zanocować w piwnicy czy garażu, raz ją przepędzano. Aż któregoś wilgotnego, jesiennego wieczoru, gdy kotka skarżyła się gośno na swoje nieszczęście, ktoś ją zawołał. Przybiegła, wskoczyła na ręce i... i oto znalazła domek. Domek, w którym była karmiona, pozwalano jej spać w łóżku, głaskano... Kotka pokochała swoją nową panią gorącą miłością.
Niestety, miłością równie gorącą, co zazdrosną. A w domku była już kotka-rezydentka.Nasza bohaterka rozpoczęła więc wielką akcję walki o swoją jedyną, wybraną panią. Atakowałą rezydentkę przy każdej możliwej okazji, wymykała się z pokoju pod nogami, by ją "odszukać i zniszczyć", nawet zdarzało się jej skarcić panią za głaskanie "tej drugiej". Ciężko było znosić taką presję, oj ciężko... Biedna rezydentka, która bardzo chciała się zaprzyjaźnić z nowoprzybyłą i która tęskniła do kociego towarzystwa, zapadła na zdrowiu.
Pani podjęła więc dramatyczną decyzję - ponieważ już wcześniej szukała towarzysza dla rezydentki i ponieważ w jednym z wrocławskich domów oczekiwał na nią młody kocurek, zdecydowała się na wymiane kotów. Obie, i pani, i opiekunka kocurka liczyły na to, że w nowym domu kotka trochę ochłonie...
I tak koteczka trafiła do mnie. Nazwałam ją Kumą, z racji jej podobieństwa do kota Nyoe
Niestety, nieco przeliczyłam się w ocenie sytuacji - Kuma nie miał zamiaru złagodnieć w nowym domu. Byłam dla niej obca, i jako obca dostałam solidne lanie. Wyjaśniła mi, że nie pozwoli się dotknąć, za żadną cenę.
No cóż, jestem nieco uparta
nie z takimi dawałam sobie radę
Po pierwszym laniu przyszły dni coraz śmielszych pieszczot, muśnięć, głasków, smakołyków podsuwanych przy miseczce... Kuma szybko zdradziła się, że tak naprawdę jest pieszczochą - strzelała baranki, pomrukiwała... A jednocześnie potrafiła rzucić mi przerażone spojrzenie i rozpaczliwie zaatakować. Chyba na długo pozostaną mi blizny po pewnym wieczorze, gdy miziałam ciut za długo rozespaną kotkę
Potem, około Bożego Narodzenia Kuma dostała rujki. Odmieniona, rozśpiewana garnęła się do towarzystwa. A gdy czas śpiewu minął, zmieniła się. Nadal potrafi odwinąć się z pazurzastą łapą za zbyt ostre, jej zdaniem, pieszczoty, ale teraz chodzi za nami, strzela baranki, szuka towarzystwa, wskakuje na kolana i do łóżka.
Zaprzyjaźniła się z większością moich kotów, nie protestuje na towarzystwo psa...
A ja szukam jej domu. Może być zakocony, choć to zawsze ryzyko, czy przypadną sobie z rezydentami do gustu, bo Kuma się w walce nie patyczkuje. Może być zapsiony - z moim Smokiem dogaduje się doskonale. Ale musi tam być ktoś, kto da jej czas, by go pokochała, kto okaże się dość cierpliwy, by znieść jej początkowy lęk i agresję...
Dlatego szukam domu tu, na forum...
Bo, szczerze mówiąc, zatrzymałabym ją, ale mam w tej chwili w mieszkaniu piętnaście kotów. Nie licząc tych, które dokarmiamy na działkach. Nie dam rady... Nie dam jej tyle serca, ile potrzebuje...
I boje się, by mnie nie pokochała, by nie zaczęła walczyć o mnie z resztą moich rezydentów...
http://upload.miau.pl/1/43234.jpg
http://upload.miau.pl/1/43235.jpg
http://upload.miau.pl/1/43237.jpg
http://upload.miau.pl/1/43236.jpg
Zapewne kiedyś była kotem domowym, bo doskonale wie, czym są kuweta, lodówka i łóżko. Nie wiem, jak znalazła się na dworze, mogę tylko przypuszczać, że w jej pierwszym domeku były niedelikatne ręce. A może to z innego powodu została sama na jednym z wrocławskich osiedli i to dopiero tam nauczyła się, że ludzkie ręce są zdolne dać nie tylko przyjemnośc, ale i krzywdę?
Tak czy inaczej, kotka tułała się przez kilka tygodni. Raz pozwalano jej zanocować w piwnicy czy garażu, raz ją przepędzano. Aż któregoś wilgotnego, jesiennego wieczoru, gdy kotka skarżyła się gośno na swoje nieszczęście, ktoś ją zawołał. Przybiegła, wskoczyła na ręce i... i oto znalazła domek. Domek, w którym była karmiona, pozwalano jej spać w łóżku, głaskano... Kotka pokochała swoją nową panią gorącą miłością.
Niestety, miłością równie gorącą, co zazdrosną. A w domku była już kotka-rezydentka.Nasza bohaterka rozpoczęła więc wielką akcję walki o swoją jedyną, wybraną panią. Atakowałą rezydentkę przy każdej możliwej okazji, wymykała się z pokoju pod nogami, by ją "odszukać i zniszczyć", nawet zdarzało się jej skarcić panią za głaskanie "tej drugiej". Ciężko było znosić taką presję, oj ciężko... Biedna rezydentka, która bardzo chciała się zaprzyjaźnić z nowoprzybyłą i która tęskniła do kociego towarzystwa, zapadła na zdrowiu.
Pani podjęła więc dramatyczną decyzję - ponieważ już wcześniej szukała towarzysza dla rezydentki i ponieważ w jednym z wrocławskich domów oczekiwał na nią młody kocurek, zdecydowała się na wymiane kotów. Obie, i pani, i opiekunka kocurka liczyły na to, że w nowym domu kotka trochę ochłonie...
I tak koteczka trafiła do mnie. Nazwałam ją Kumą, z racji jej podobieństwa do kota Nyoe

No cóż, jestem nieco uparta



Potem, około Bożego Narodzenia Kuma dostała rujki. Odmieniona, rozśpiewana garnęła się do towarzystwa. A gdy czas śpiewu minął, zmieniła się. Nadal potrafi odwinąć się z pazurzastą łapą za zbyt ostre, jej zdaniem, pieszczoty, ale teraz chodzi za nami, strzela baranki, szuka towarzystwa, wskakuje na kolana i do łóżka.

A ja szukam jej domu. Może być zakocony, choć to zawsze ryzyko, czy przypadną sobie z rezydentami do gustu, bo Kuma się w walce nie patyczkuje. Może być zapsiony - z moim Smokiem dogaduje się doskonale. Ale musi tam być ktoś, kto da jej czas, by go pokochała, kto okaże się dość cierpliwy, by znieść jej początkowy lęk i agresję...
Dlatego szukam domu tu, na forum...
Bo, szczerze mówiąc, zatrzymałabym ją, ale mam w tej chwili w mieszkaniu piętnaście kotów. Nie licząc tych, które dokarmiamy na działkach. Nie dam rady... Nie dam jej tyle serca, ile potrzebuje...
I boje się, by mnie nie pokochała, by nie zaczęła walczyć o mnie z resztą moich rezydentów...