Maleństwa z klatki - już w nowym domku

Była nas czwórka, urodziłyśmy się w piwnicy, mieszkaliśmy sobie spokojnie z mamą. Pewnego dnia nasza mama nie przyszła, zaczęliśmy jej szukać, spotkaliśmy ludzi, trochę nam dawali jeść, inni nas ganiali, ale mieliśmy dach nad głową i było nam ciepło.
Przyszła zima, ludzie pozamykali okna piwnic a nas wyrzucili na zewnątrz. Długo chodziliśmy i szukaliśmy schronienia, marzliśmy, byliśmy głodni, po paru dniach zachorowaliśmy.
Niemieliśmy gdzie pójść, wyszliśmy na ulicę szukając pomocy, ludzie przechodzili i mijali nas nikt nam nie pomógł.
Aż pewnego dnia przechodziła taka jedna duża i nas zauważyła jak siedzieliśmy na ulicy, zabrała nas, zaniosła do lecznicy (byliśmy bardzo chorzy). Niestety dwójka rodzeństwa nie przeżyła, zostaliśmy sami we dwójkę, ja jestem burasiek, a mój braciszek jest czarny. On nie pisze, bo bardzo słabo widzi, prawie nic, same kontury (to w wyniku choroby, jaką przeszliśmy).
Teraz mieszkamy w metalowej klatce w lecznicy, ta fajna duża nas odwiedza, ale my byśmy bardzo chcieli do domu.
Przyszła zima, ludzie pozamykali okna piwnic a nas wyrzucili na zewnątrz. Długo chodziliśmy i szukaliśmy schronienia, marzliśmy, byliśmy głodni, po paru dniach zachorowaliśmy.

Niemieliśmy gdzie pójść, wyszliśmy na ulicę szukając pomocy, ludzie przechodzili i mijali nas nikt nam nie pomógł.

Aż pewnego dnia przechodziła taka jedna duża i nas zauważyła jak siedzieliśmy na ulicy, zabrała nas, zaniosła do lecznicy (byliśmy bardzo chorzy). Niestety dwójka rodzeństwa nie przeżyła, zostaliśmy sami we dwójkę, ja jestem burasiek, a mój braciszek jest czarny. On nie pisze, bo bardzo słabo widzi, prawie nic, same kontury (to w wyniku choroby, jaką przeszliśmy).

Teraz mieszkamy w metalowej klatce w lecznicy, ta fajna duża nas odwiedza, ale my byśmy bardzo chcieli do domu.