Dziennik pokładowy stacji przesiadkowo - ratunkowej "Koordwanooff" (przynależność: MMCK, kwadrat: KRK, rejon: PODG, wywołanie: MACONDO).
Wczoraj przejęliśmy przekaz z tajnego ośrodka badawczo-rozwojowego, ktorego zlokalizację z oczywistych względów pominę. Jego autentyczność, zweryfikowana kilkukrotnie, nie budziła żadnych wątpliwości. Mimo to nieco drżały nam serca, kiedy plik wprowadziliśmy do systemu celem odszyfrowania. Dziś kosmos to już nie ten sam grajdołek z czasów zabaw z pianką na Discovery... Szczęśliwie okazało się, że plik był czysty i zabraliśmy się do czytania. Znowu z sercem na ramieniu - z tego ośrodka nie zawsze nadchodzą dobre wieści... No i jak się okazało - szczęście w nieszczęściu... Tamtejsza nasza rezydentka otrzymała potwierdzoną informację, że jedna z naszych oddzielona od lokalnego zespołu przetrwaniowego została porzucona gdzieś w terenie. Na szczęście, mamy jeszcze wśród lokalesów nieco życzliwych ludzi i ktoś dał cynk. A potem zgubę podrzucił. Szczęście takie, że mała okazała się być zdrowa i nie bardzo wyziębiona. Zdążyliśmy na czas. Ufff... Ustaliliśmy, że trzeba ją do nas przetransportować, bo niedawno przyjęliśmy na jakiś czas wykwalifikowany personel, a i tamtejsza infrastruktura częściowo przeszła do nas... Improwizować tym, co zostało można przez jedną noc, ale potem trzeba dać się wykazać fachowcom... Tym bardziej, że na stanie w ośrodku jest jeszcze paru rannych, którymi też trzeba się przecież zająć zająć... A rezydentka jedna.
Po prawdzie, ten nasz personel też ranny, ale testowaliśmy jego aparaturę na naszych tutejszych podopiecznych, przebywających na szkoleniu z technik podoboju i działała bez zarzutu.
Dziś zrealizowaliśmy plan. Małą eskortował do naszego kwadratu (KRK) flagowy okręt ratowniczy RSK. Doborowa jednostka, duma i chluba floty MiauMafii CK! Nawet nie bawiliśmy się specjalnie w ceregiele, procedury i takie tam... Po prostu przejęliśmy małą do miękkiego luku transportowego, odpytaliśmy rezydentkę na okoliczność szczegółów zajścia i machnąwszy sterami na pożegnanie, zwinęliśmy się do stacji. I dobrze zrobiliśmy bo małej chyba wskazania napełnienia paliwa i temperaturowe zaczęły szaleć w połowie drogi. Sygnalizację odpalił jej system taką, że z ulgą ogromną zauważliśmy wynurzające się z krajobrazu rejonu instalacje stacji. Gładziutko wjechaliśmy do środka (nie na darmo mam licencję 4 rok!:) ) i zaczęliśmy procedurę dokowania małej. Personel jest profi, sprzęt po testach, ale nigdy nie wiadomo, to się trochę pobaliśmy, nie ma co. W sumie nigdy nie wiadomo czy soft się zgada. Mała jest po wstrząsie, personel ranny, cuda mogły się pomieszać w komendach. Ale jak się okazało - niepotrzebnie się baliśmy. Poszło jak burza. Pojechaliśmy sekwencją uproszczoną, ryzykując trochę, ale już nam uszy odpadały od jej sygnalizacji...

Uproszczona tym różni się od pełnej, że pomija operacje wstępne typu: zgranie interfejsu, testowanie poziomu przekazu, ujednolicenie wskazań nozometrycznych itp. Generalnie ważne, ale jak trzeba, to się pomija. Trzeba wtedy bardziej uważać, bo jak się soft pożre to będzie źle, ale zwykle pełna nie jest potrzebna. Może dlatego, że chodzi o maluchy, a ich soft jeszcze nie ma zafajdanego rejestru niczym, co utrudniałoby przekaz i komunikację. W zasadzie tam jest tylko linia tankowania i linia spoczynku. Bo wiersz wzbudzenia zasadniczo można dodać do lini tankowania. No i jeszcze konserwacja. Ale to załatwia sprzęt personelu... Dokowanie poszło tak:
0. Zacymowanie przy stanowisku personelu.
1. Otwarcie luku.
2. Podjęcie małej.
3. Makromanewry lokujące w wyściółce stanowiska
4. Mikromanewry zbliżeniowe
5. Naprowadzanie
6. Kontakt
7. Przepływ danych
i.... poszły!

Soft zgrał się jak złoto. Generatorki zachłysnęły się powietrzem i ich równomierny terkot dał nam znać, że wszystko gra i możemy iść do reszty ekipy, bo w mesie czekają na żarcie....
dokumentacja foto za chwilę.
koniec wpisu.