Strona 1 z 4

Syskie tsy wielkouche burasiątka mają domki :)

PostNapisane: Czw lip 14, 2005 17:21
przez Olinka
Byłam dzisiaj w pracy. Na parterze jest taras - prowadzą tam schody. W przerwie między zajęciami na tym tarasie zobaczyłam kotkę - około pół roczną. Wyszłam za nią. Zaprowadziła mnie do prosto do trójki swoich burych około 6 tygodniowych dzieci.
Umieściła je w "bezpiecznym" miejscu - w dole pod kratą piwnicznego okna, wśród warstwy gołębich odchodów, martwych i półmartwych myszy, które dla nich przynosiła, resztek suchego chleba, szmat, gałęzi, butwiejących liści i nie wiadomo czego jeszcze...
Kocięta, takie że serce się ścisnęło. Nawet z góry, z dość sporej odległości widziałam ogromne kleszcze, ruszające się od pcheł futerko i zaklejone ropą oczka... I ten świerzb - takiego jeszcze nigdy nie widziałam...
Z pomocą pana konserwatora weszłam do piwnicy. Otworzyliśmy okno. Dwa kociaki poddały się moim rękom bez walki. Ale najmocniejszy i najzdrowszy kocurek (jak się potem okazało) chciał mnie zjeść :twisted: .
Pojechałam do weta - niosąc je w podziurkowanym kartonie.
Kocięta sa bardzo wstępnie zaopatrzone, dostały antybiotyk o przedłużonym działaniu, środek przeciwzapalny, jakieś witaminy - uszy są czyste (na razie), dostały po kropelce stronholdu, oraz środek na pchły. Kleszczy było około 20 - tyle w każdym razie znalazłyśmy z Panią weterynarką.
Kocięta wróciły do siebie - ale nie do piwnicznego dołu - na tarasie mają wyłożony czystym prześcieradłem karton, mam nadzieję, że matka ich nie wyniesie z tamtąd. Jeśli nie wyniesie - są bezpieczne. Jadę tam zaraz zakroplić oczka i zawieść zapas jedzenia.
Tylko nie wiem co dalej. Domu nie znajdą - to trzy buraski - w dodatku mocno dzikawe, no i chore. Wymagają systematycznej opieki, podawania antybiotyków, potrzeba na to i czasu i pieniędzy, a ja...
Otworzyła mi się w tym roku nad głową "puszka z Pandorą " :wink: Poza wszystkim mam pod opieką dwie przewlekle chore, leżące osoby z najbliższej rodziny. Nie wiem co robić najpierw. Będę zajmować się tymi kociętami najbardziej starannie jak będę mogła.
To nie jest post z pretensjami, z żadaniami pomocy, ani post po prośbie. Musiałam się po prostu wyżalić - a nikt mnie tak nie zrozumie jak Wy.
:(
Żeby choć kocięta wyzdrowiały i przeżyły...
No i matkę trzeba wysterylizować!

PostNapisane: Czw lip 14, 2005 17:43
przez magdaw
:( rozumiem Cię Olinka
ja też ostatnio mam pod opieką chorego bezdomnego kociaczka... leczymy go i szukamy mu domku

trzymam mocno kciuki za maluchy :ok:

PostNapisane: Czw lip 14, 2005 20:43
przez Olinka
Oczka zakroplone, kotki nakarmione i wygłaskane - boję się, że niedługo nie będa już dzikie.
Mam sprzymierzeńca w przemiłej Pani Portierce i w dwóch Panach Konserwatorach.
Trzymajcie kciuki za kocięta.

PostNapisane: Czw lip 14, 2005 20:51
przez Ania z Poznania
Olinko! Że też do ciebie takie kotki ciągną jak magnes :(
Bosssh, nie wiem jak ci mogę pomóc. Odezwij się!

PostNapisane: Nie lip 17, 2005 21:34
przez Olinka
Uprzejmię donoszę, że koteczki czują się świetnie :D.

PostNapisane: Nie lip 17, 2005 22:19
przez Magija
Olinka pisze:Uprzejmię donoszę, że koteczki czują się świetnie :D.


no i optymistyczna wiadomość tego wieczora, tak trzymać maluchy :ok:

PostNapisane: Nie lip 17, 2005 22:22
przez eve69
Olinko :lol:
znajda domki znajda, wiele osob kocha buraski, najkociensze z kotow

wspaniale ze sie nimi zajelas, mamuska wiedziala komu je pokazac :lol:

PostNapisane: Nie lip 17, 2005 22:39
przez Olinka
Wiecie co...
Swoją drogą to dziwne.
One w czwartek, na moje oko, były już prawie za Tęczowym Mostem. Świerzb, robactwo, zaklejone ropą oczęta, kostki na wierzchu no i te kleszcze jak ziarna fasoli... Dwa były całkiem apatyczne. Wśród tych martwych myszy...
A dziś - to małe łobuzy - prawie zdrowe, pchły raczej nie żyją, kleszczy chyba nie ma, w kupie nic się nie rusza, oczka ślicznie zareagowały na krople, uszka ślicznie zareagowały na środek przeciw świerzbowi, brzuszki ślicznie zareagowały na jedzonko :D, a ząbki i pazurki pięknie reagują na ludzkie ręce :twisted:.
Te kociaczki są naprawdę kochane no i śliczne przecież. Pięknie kuwetkują, podręcznikowo wręcz. Wszystkie są szare - ale każdy ubarwiony inaczej, jeden ma skarpetki białe na przykład.
Chyba - wycofując się z tego co pisałam - zacznę szukać im domków 8).
Ale to za jakiś czas.

A mamusię odrobaczyliśmy kompleksowo, dajemy jej witaminki - w sierpniu pójdzie pod nóż!

A małe koty som takie fajne :lol:.

No i niniejszym dziękuję mojemu TŻ - kowi :1luvu: , ponieważ przez ostatnie dwa dni to on się nimi ofiarnie zajmował, jeżdżąc do nich kilka razy dziennie komunikacją miejską na gapę...

PostNapisane: Nie lip 17, 2005 22:56
przez Magija
Olinka, jak zobaczyłam Tonera na parkingu to wiedziałam ze tego kota trzeba ratować natychmiast, oczy zaklejone ropą, uszy czarne, kości aż sterczały, koszmar, ropa lała się z oczu.
Na drugi dzień oczka były już normalne 8O


jak on to zrobił? widać nie chciał być już dzikim kotem, symulował drań pewnie :wink:

PostNapisane: Pon lip 18, 2005 13:09
przez Zakocona
Za domki :ok:

PostNapisane: Czw lip 21, 2005 17:19
przez Olinka
Z kociętami jest problem - a raczej z ich mamą...
Małe są już zdrowe - nie ma pasożytów, oczka są bardzo ładne, brzuszki się zaokrągliły. Mają swój bezpieczny, ocieplony karton na tarasie budynku Wydziału Nauk Społecznych na poznańskim uniwerku. To dosłownie "daleko od szosy", większość ludzi tam kocha koty, kilka osób bardzo poważnie zaangażowało się w to, żeby los tych kociąt był przyzwoity...
Niestety ich kocia mama ma inne plany w stosunku do nich. Choćby nie wiem jak je przed nią zabezpieczać i chować - ona wynosi je codziennie w miejsce, które uznaje za lepsze od naszego kartona. Zwykle wkłada je pod kratę, która chroni piwniczne okna. One tam mokną i marzną. Żeby je wydostać, trzeba wchodzić do kotłowni, włazić na drabinę, na parapet, który jest około 2,5 metra nad ziemią ... I tak codziennie. To nie ma sensu. Kocięta dziczeją. Nie ma ich gdzie zabrać. Zresztą kiedy dziś spojrzałam w oczy tej kotce - ona po prostu chroni przed nami swoje dzieci, dla niej jesteśmy wrogami, patrzyła tak prosząco, żeby nie odbierać jej znowu małych - aż się poryczałam...
Administracja budynku nie chce użyczyć żadnego pomieszczenia wewnątrz. Koszmar. Nie wiem co robić dalej. Nie mam ani pomysłu, ani czasu...

Czekam też na zdjęcia kociaków - kolega miał mi je przysłać na pocztę, ale chyba zgubił adres :wink:

Deszcz pada, byłam tam - siedzą w tej kratce piwnicznej pod dachówkami, przynajmniej nie mokną...

PostNapisane: Czw lip 21, 2005 17:51
przez Aleksandra63
Do góry kocia rodzinko!

Za domki, przynajmniej tymczasowe :ok: :ok: :ok:

Biedna mama-kotka i biedne maluchy....

PostNapisane: Czw lip 21, 2005 18:03
przez iskr_a
Olinka... :1luvu: dla Ciebie

PostNapisane: Pt lip 22, 2005 13:31
przez kothka
:ok: :ok: :ok: za kociaki

PostNapisane: Pt lip 22, 2005 13:41
przez Olinka
Kociaków nie ma!
Nie możemy ich znaleźć.
Nie wiem co robić!