Znalazłam pięć kociąt, dla
których będę szukała domu (za jakieś trzy tygodnie, bo mają na razie
miesiąc, więc są jeszcze za malutkie ) Ale już teraz intensywnie się
rozglądam.
Są śliczne: dwa czarne w białych skarpeteczkach, dwa pręgowane w białych
skarpeteczkach i jeden cały tygrysek. Jeszcze nie znam płci, bo dokładnie
nie oglądałam. Zaczęły już jeść mięsko.
Gwarantuję szczepienie i wyprawkę (koszyczek, "łóżeczko", worek żwirku,
trochę ulubionego jedzonka).
Gdybyś usłyszała, że ktoś chciałby kotka, to bardzo proszę, daj mi znać
Było to tak:
Do mojej sąsiadki przychodziła dzika kotka i odwiedzała jej kocura. Tak się
jej spodobała okolica, że zamieszkała w opuszczonej psiej budzie u innej
sąsiadki. Nie pozwalała nigdy do siebie podejść. Przychodziła tylko do
miseczki z jedzeniem, ale dopiero, jak się odsunęłam. I tak sobie żyła
przeszło rok. Nie udało mi się jej złapać i wysterylizować, więc oczywiście
była kotna. Karmiłam ją wtedy bardzo często. Trochę się zaprzyjaźniłyśmy,
pojawiała się, kiedy ją wołałam. Ale cały czas byłyśmy na dystans. Później
gdzieś przepadła na kilka dni. Szukałam, wołałam. Przyszła, ale bardzo
chudziutka. Urodziła. Zaczęłam szukać kociąt. To były jej pierwsze dzieci i
bałam się, że sobie nie poradzi. Przez cały miesiąc nie znalazłam kociąt.
Myślałam, że nie przeżyły. Kotka cały czas przychodziła. Miała spory apetyt.
I pewnego dnia usłyszałam cichutkie skrobanie z piwnicy sąsiadki z tej samej
klatki. Weszłam do środka (nigdy nie zamyka). W środku nie było ani śladu
kota. I wtedy z przyległej pakamery usłyszałam bardzo głośne mruczenie. To
nasza dzika koteczka postanowiła pokazać mi kocięta. Wcale się tym razem nie
bała
Nic nikomu o znalezisku nie powiedziałam, ale kotki zaczęły już wędrować po
całej piwnicy sąsiadki, więc je zauważyła. Niestety, chce się ich jak
najszybciej pozbyć. Ubłagałam, żeby trochę poczekała, że znajdę dla nich
dom. Sama na razie nie mam gdzie ich zabrać. Mam już dwa koty i psa, i na
razie nie jestem u siebie... (ta szczęśliwa chwila nadejdzie za jakieś 1.5
roku). Obiecałam, że będę cały czas sprzątać, jak nabroją, itd. Przychodzę
do nich rano i wieczorem, a cały dzień boję się, żeby kapryśna sąsiadka nie
zmieniła zdania.
Tekst ten jest autorstwa mojej znajomej Oli, która mimo najszczerszych chęci nie może zostawić sobie nawet jednego maluszka... Pomóżmy jej znaleźć dla nich domki!
Spokojnie możecie kontaktować się ze mną- przekażę