Domek okazał się fatalny
Pełno dzieci, okna pootwierane na ruchliwą ulicę. W domu obecna była tylko jakś nastolatka, niby opiekunka do trójki małych dzieci (sama niewiele starsza). Nie było nic do jedzenia dla kota. Dzieci bardzo starały się go rozszarpać. Najstarsze miało około 3 lat. Nie zostawiłam go tam.
Kiedy go wypuściłam z transporterka dzieci zaczeły piszczeć, kot uciekł za lodówkę i tam wcisnął się między bok lodówki a agregat. Wlazł do mechanizmu lodówki. Musiałam go wyciągać dosyć brutanie. Pocharatałam go i mam nadzieję, że nie odniósł większych szkód.
W drodze powrotnej w korku na rondzie katowickim zepsuł nam się samochód. Wściekły upał. Kot zaczał mieć jakieś objawy udaru. Charczał z szeroko otwartym pyszczkiem. Wparowałam jakiemuś facetowi do samochodu i ubłagałam, żeby mnie przywiózł do Dąbrowy. Teraz koteczek zaszył się w moim brodziku. Nie wiem co robić. Nie ma sumienia targać go do weterynarza.
On mieszkał w piwnicy. Zamknietej i zagospodarowanej jak mieszkanie, pod opieką pani, która bardzo kocha koty, ale mimo wszystko nie mam sumienia go tam oddawać. Po tym co mu zafundowałam zostanie u mnie aż do znalezienia domu idealnego.
Nie wiem co robić. Boje się, czy nie stała mu się krzywda. Z drugiej strony on ma w oczach tak straszliwą panikę, że może najlepszym rozwiązaniem będzie jeśli zostawie go do jutra w spokoju.