Znalezione 4 kocięta [okolice Wieliczki] - nie wiem co robić

Hej!
Kilka dni temu znalazłam 4 kocięta i nie mam pojęcia, co z nimi zrobić.
Mieszkam na wsi w okolicach Wieliczki i parkuję mój samochód w stodole przerobionej na garaż. We wtorek wieczorem idąc do samochodu usłyszałam miauczenie i podążając za nim odnalazłam 4 małe kotki. To jest ogólnie stara stodoła, zalega w niej mnóstwo niepotrzebnych sprzętów i rupieci. Te kocięta były w takiej beczce... Miały tam ciasno, siedziały w swoich odchodach, były mokre, bardzo brudne i zaniedbane. Nie mam pojęcia czy przyniosła je tam jakaś kotka, czy może zrobił to człowiek (stodoła ogólnie ma szpary, przez które kot spokojnie wejdzie do środka, a teren jest nieogrodzony i ktoś mógłby tam też ewentualnie wejść).
Były w takim złym stanie, że od razu postanowiłam im pomóc, bo bałam się, że nie przeżyją do rana. Przeniosłam je w inne miejsce (nadal w stodole, ale dostały tam legowisko, małą kuwetkę i miseczki) i obserwowałam sytuację z nadzieją, że kotka do nich wróci. Niestety tak się nie stało, a wczoraj dowiedziałam się od sąsiada, że kilka dni temu w okolicy jakieś auto przejechało kotkę - najprawdopodobniej ich matkę).
Kocięta mają tak na oko jakieś 6-8 tygodni. Nie wiem do końca,bo ostatni raz miałam kontakt z takimi małymi kociętami jakieś 15 lat temu (jak sama miałam w dzieciństwie wychodzącą kotkę), ale potrafią już jeść samodzielnie i mają już zielone oczka. One ogólnie wyglądają na całkiem zdrowe - ich futro było w tragicznym stanie, ale np. oczy są ok, czują się dobrze i nic im raczej nie dolega. Starałam się je oczyścić, to zauważyłam pchły (w końcu to wiejskie koty od kotki wychodzącej, więc standard), pewnie są też zarobaczone znając życie, ale tak poza tym to stan jest niezły.
Ogólnie to nie mam pojęcia, czy one siedziały w tej stodole kilka tygodni, czy dopiero pojawiły się niedawno. Miauczenie usłyszałam po raz pierwszy właśnie we wtorek wieczorem.
Chcę im jakoś pomóc, ale nie mam pojęcia jak. Póki co dokarmiam je, ale na przykład na opiekę weterynaryjną mnie raczej nie stać (sama mam dwie kotki i jednego psa, który jest świeżo po operacji łapy i pochłania to mnóstwo kasy).
Ja osobiście nie mogę ich zatrzymać ani zapewnić im opieki na najwyższym poziomie w warunkach domowych. Sama mam w domu dwie 6-letnie, niewychodzące, wysterylizowane kotki - one są dla mnie priorytetem i nie chciałabym im w żaden sposób zaszkodzić, ani ściągnąć do nich żadnych chorób. Do tych kociąt zakładam rękawiczki i inne ubrania, bo nie mam pojęcia, czy mogły zarazić czymś moje koty, ale jednocześnie staram się pomagać jak tylko potrafię w ramach mojego skromnego budżetu. Przeżyły i czują się dobrze, to jest na ten moment ważne. Tylko potrzebują domów, a po tym, w jakim stanie zostały znalezione to nie mogę im szukać raczej domów wśród znajomych, jeśli nie miały nawet przeglądu u weterynarza, bo nie wiem, czy np. nie ma jakichś utajonych chorób typu FELV itd. I czy im w ogóle można szukać domów i rozdzielać na ten moment, jeśli mają maksymalnie może z 8 tygodni? Wiem, że najlepiej jak kot ma 3 miesiące, ale one i tak już nie mają matki...
Sprawa się komplikuje, bo mieszkam na wsi z dosyć nieciekawą gminą i nie chcę, żeby trafiły w miejsce, w którym będą miały jeszcze gorzej. Jeżdżę aktualnie często do weterynarza na kontrole z psem po operacji i mówiłam tam o tych kotkach, ale niestety nie mogą mi pomóc, bo to już inna gmina i inny rejon. :/ Myślałam może o tym, żeby zwrócić się do jakiejś fundacji, czy coś, ale nie znam takich miejsc, co do których bym miała pewność, że są dobre...
Czy ktoś może jest z okolic Wieliczki i ma jakiś pomysł, gdzie się zwrócić o pomoc? Albo ogólnie jakieś doświadczenia w pomocy takim znajdkom i jakieś wskazówki dla mnie co robić?
PS: Podsyłam zdjęcia:
1. Tak wyglądały kocięta w dni znalezienia.
2. Kocięta wczoraj:

Kilka dni temu znalazłam 4 kocięta i nie mam pojęcia, co z nimi zrobić.
Mieszkam na wsi w okolicach Wieliczki i parkuję mój samochód w stodole przerobionej na garaż. We wtorek wieczorem idąc do samochodu usłyszałam miauczenie i podążając za nim odnalazłam 4 małe kotki. To jest ogólnie stara stodoła, zalega w niej mnóstwo niepotrzebnych sprzętów i rupieci. Te kocięta były w takiej beczce... Miały tam ciasno, siedziały w swoich odchodach, były mokre, bardzo brudne i zaniedbane. Nie mam pojęcia czy przyniosła je tam jakaś kotka, czy może zrobił to człowiek (stodoła ogólnie ma szpary, przez które kot spokojnie wejdzie do środka, a teren jest nieogrodzony i ktoś mógłby tam też ewentualnie wejść).
Były w takim złym stanie, że od razu postanowiłam im pomóc, bo bałam się, że nie przeżyją do rana. Przeniosłam je w inne miejsce (nadal w stodole, ale dostały tam legowisko, małą kuwetkę i miseczki) i obserwowałam sytuację z nadzieją, że kotka do nich wróci. Niestety tak się nie stało, a wczoraj dowiedziałam się od sąsiada, że kilka dni temu w okolicy jakieś auto przejechało kotkę - najprawdopodobniej ich matkę).
Kocięta mają tak na oko jakieś 6-8 tygodni. Nie wiem do końca,bo ostatni raz miałam kontakt z takimi małymi kociętami jakieś 15 lat temu (jak sama miałam w dzieciństwie wychodzącą kotkę), ale potrafią już jeść samodzielnie i mają już zielone oczka. One ogólnie wyglądają na całkiem zdrowe - ich futro było w tragicznym stanie, ale np. oczy są ok, czują się dobrze i nic im raczej nie dolega. Starałam się je oczyścić, to zauważyłam pchły (w końcu to wiejskie koty od kotki wychodzącej, więc standard), pewnie są też zarobaczone znając życie, ale tak poza tym to stan jest niezły.
Ogólnie to nie mam pojęcia, czy one siedziały w tej stodole kilka tygodni, czy dopiero pojawiły się niedawno. Miauczenie usłyszałam po raz pierwszy właśnie we wtorek wieczorem.
Chcę im jakoś pomóc, ale nie mam pojęcia jak. Póki co dokarmiam je, ale na przykład na opiekę weterynaryjną mnie raczej nie stać (sama mam dwie kotki i jednego psa, który jest świeżo po operacji łapy i pochłania to mnóstwo kasy).
Ja osobiście nie mogę ich zatrzymać ani zapewnić im opieki na najwyższym poziomie w warunkach domowych. Sama mam w domu dwie 6-letnie, niewychodzące, wysterylizowane kotki - one są dla mnie priorytetem i nie chciałabym im w żaden sposób zaszkodzić, ani ściągnąć do nich żadnych chorób. Do tych kociąt zakładam rękawiczki i inne ubrania, bo nie mam pojęcia, czy mogły zarazić czymś moje koty, ale jednocześnie staram się pomagać jak tylko potrafię w ramach mojego skromnego budżetu. Przeżyły i czują się dobrze, to jest na ten moment ważne. Tylko potrzebują domów, a po tym, w jakim stanie zostały znalezione to nie mogę im szukać raczej domów wśród znajomych, jeśli nie miały nawet przeglądu u weterynarza, bo nie wiem, czy np. nie ma jakichś utajonych chorób typu FELV itd. I czy im w ogóle można szukać domów i rozdzielać na ten moment, jeśli mają maksymalnie może z 8 tygodni? Wiem, że najlepiej jak kot ma 3 miesiące, ale one i tak już nie mają matki...
Sprawa się komplikuje, bo mieszkam na wsi z dosyć nieciekawą gminą i nie chcę, żeby trafiły w miejsce, w którym będą miały jeszcze gorzej. Jeżdżę aktualnie często do weterynarza na kontrole z psem po operacji i mówiłam tam o tych kotkach, ale niestety nie mogą mi pomóc, bo to już inna gmina i inny rejon. :/ Myślałam może o tym, żeby zwrócić się do jakiejś fundacji, czy coś, ale nie znam takich miejsc, co do których bym miała pewność, że są dobre...
Czy ktoś może jest z okolic Wieliczki i ma jakiś pomysł, gdzie się zwrócić o pomoc? Albo ogólnie jakieś doświadczenia w pomocy takim znajdkom i jakieś wskazówki dla mnie co robić?
PS: Podsyłam zdjęcia:
1. Tak wyglądały kocięta w dni znalezienia.

2. Kocięta wczoraj:
