Wczoraj po południu dzwoni telefon. To sąsiadka, którą znam tylko z widzenia. Przyszła razem ze znajomą z sąsiedniego bloku z kotką w transporterku. Okazało się, że kicia błąkała się po osiedlu od dwóch-trzech dni. Ja jej nie widziałam. Zabrały ją do weta, kotka nie miała czipa, ale była już wysterylizowana. Nie była wychudzona, raczej zadbana, młodziutka, miziasta. Co robić? Jedna z tych kobiet ma ogromnego psa, druga kota i mąż nie zgodził się na kolejnego. Z bólem serca, ale zaproponowałam zadzwonić do fundacji. Zgodzili się przyjąć kotkę, ale za dwie godziny. Tak na krótko przetrzymała ją kolejna sąsiadka, ta, która ma Ferdka. Zamknęła ją w osobnym pokoju, z kuwetą i miską z karmą, ale kocina była tak zmęczona, że położyła się na łóżku i zasnęła, mrucząc przez sen. Dałam jej mięciutki kocyk, obie kobiety zabrały ją potem do fundacji. Poprosiłam o zrobienie zdjęć, sama też mam kilka, na wszelki wypadek. Mam nadzieję, że opiekun się odnajdzie, że to tylko uciekinierka.
Kotka ładniejsza niż na zdjęciu i bardzo kochana.
Kiepsko spałam w nocy, myślałam o tej biednej kotce, w dodatku spało ze mną kilka kotów. Ruszyć się nie mogłam
Aha, widziałam Frodo w kuwecie, zrobił tam siusiu
Dzisiaj ma być ciepło, sucho, podjadę oczywiście do Kulek. Po drodze zrobię zakupy i będę wolna.