Nieustannie trzymając kciuki za Sorrunia, czytam z wielką przyjemnością, jak zwykle, Asi opisy wiosny i przyrody. Asia pisze tak, że widać obrazy jak żywe, szacun, masz talent, nie chciałabyś czegoś zebrać i napisać i wydać? Gwarantuję, że byłoby mnóstwo czytelników.
A ja obiecałam uaktualnienie względem Gabuni - pojutrze będzie rok dokładnie, jak do nas przybyła, przywieziona przez Asię i gusiek. Przede wszystkim chciałam podziękować Asi za zaufanie do nas, i powierzenie nam Gabrysi. Tym bardziej, że z Gabrysią Asia była i jest emocjonalnie bardzo związana, przez te lata podchodów i opieki nad jej dziećmi i wszystkich tragicznych historii dzieci Gabuni.
A więc jak minął rok. Gabrysia, jak już wtedy w Fundacji po zabiegu pokazała, wcale nie jest dzikiem, zna ludzki dotyk, umie prosić o pieszczoty, i tak było od początku, że - przy zachowaniu spokoju i bez gwałtownych ruchów, dawała się głaskać a nawet sama się przytulała. Tutaj powiem, że w zakresie pozwalania na bliskość człowieka dokonał się postęp, ale jednak Gabrysia ma nadal odruchy ucieczki, gdy tylko ktoś, nawet ja, podchodzi za szybko (albo w ogóle podchodzi). Jednak życie na dworze i opieka nad maluchami ugruntowały w niej nieufność i taki rodzaj alertu - mimo że od roku ma spokój i bezpieczeństwo. Czy nam kiedyś w pełni zaufa i straci tę czujność, tego nie wiemy. Ale mamy czas i cierpliwość, więc niech wszystko dzieje się w swoim tempie i na zasadach Gabuni. W ogóle to panienka ma wyrazisty i sprecyzowany charakter - to ona wybiera czas kiedy do człowieka przyjdzie. Człowiek czyli ja, powinien wtedy siedzieć, a Gabunia przyjdzie i zaszczyci
. Mówię - ja, bo do Wojtka Gabrysia przychodzi bardzo rzadko, do mnie ma znacznie większe zaufanie. Jemu pozwala się głaskać tylko wtedy gdy siedzi koło mnie. Jak już siedzę, i zawołam koteczkę po imieniu, to wtedy - gdy ma chęć - przybiega szybciutko na tych swoich 3 łapkach (gdy biegnie, w ogóle nie widać kalectwa). I wtedy jest mruczenie, ocieranie się, baranki i ósemki. Gdy siedzę przy stole, wskakuje na krzesło koło mnie i mam głaskać dalej. Gdy siedzę na kanapie, Gabunia układa się na poduszce obok i domaga się głasków całkiem energicznie, jak przestaję głaskać, to jestem stanowczo upomniana łapką
I to jej spojrzenie, to którym mnie urzekła na tym pierwszy filmiku z fundacji. Spojrzenie trafia od razu do serca.
Teraz, jak się ułożyły kwestie z pozostałymi kocimi współmieszkańcami, których 5 już była w domu, gdy Gabrysia przybyła. Ogólnie, Gabrysia jest nieufna wobec kotów, nie zaprzyjaźniła się jakoś mocno z żadnym ale na przykład koło Mikroba, takiego miłego kociego wujka spokojnie śpi, nawet niekiedy się dotykając. Noskami wita się z nim i Rudym, niekiedy z Wiesią, ale Wiesława jest dla niej za szybka i za szalona. Unika wielkiego białego Filipa, oraz wrednej Zarazy ale takiej Zarazy to i inne koty unikają. W listopadzie przybył do nas 7 koci mieszkaniec, 3 miesięczny chudy brudny i z biegunką koteczek, nazwany Turkuciem. Po wyprowadzeniu małego z najgorszych objawów i zaszczepieniu, został on przedstawiony kociej gromadce. Miałam niejaką nadzieję, że Gabrysia zainteresuje się kocim dzieckiem ale gdy tylko zobaczyła go po raz pierwszy, uciekła panicznie, unikała go jak tylko mogła od tamtego czasu, a gdy podchodził przeganiała łapką. Wyraźnie widać było obrzydzenie i taką minę - chcieliście malucha wziąć to się nim zajmujcie. Ale, gdy Turkuć zaczepiał koty i bawił się niekiedy dość intensywnie z Filipem, z piskiem i wrzaskiem, to wtedy Gabunia wyskakiwała i broniła koteczka! a więc krzywdy gówniarzowi nie da zrobić, odruchy kociej mamy zostały.
Gabunia ma swoją ulubioną poduszkę, swój koszyk, towarzyszy mi, gdy pracuję przy komputerze siedząc na kanapie za mną, a nawet ostatnio odważyła się wejść na biurko. Co więcej, koteczka bawi się! nieśmiało, ale ostatnio coraz śmielej, zabawką na wędce, piłeczkami - wzruszające to jest.
Czyli, jest dobrze. Mam nadzieję, że właściwie to oceniam ale Gabunia wygląda na zadowoloną.
Długa mi ta relacja wyszła, wybaczcie.
Fotki załączę już w osobnym wpisie.