MalgWroclaw pisze:Od soboty ma być chłodniej, u Was chyba też.
Oby!
Budzę się w nocy. Poduszka obok mnie pusta. Janusza nie ma. Za to na jego miejscu rozwala się Żwirek. No dobra. Idę spać dalej. Janusz wstaje często nocą i albo podjada kiełbasę świecąc sobie lodówkowym światłem. Albo idzie na peta. W kuchni ciemno to pewnie papieros.
Budzę się w nocy. Poduszka obok mnie pusta. Żwirek ciągle obecny. Z kuchni idzie świetlista poświata. Słychać przecierkę. No, córuni żarcie szykowane jest. Normalka. Ale słyszę, że to głos Danki co z siorą się dogaduje. Janusza dalej nie ma. Albo ponownie nie ma. Zasypiam.
Budzę się w nocy. Poduszka obok pusta. Prawie, bo Żwirek nadal byczy się. Wstaję. Sprawdzam drzwi. Zamknięte. Dzwonię. Telefon został w domu. Mój facio , wykorzystując swoje złamanie łapki i bezrobocie, podsypia w dzień. Potem w nocy łazi na spacery. U nas sauna. Uspokojona zasypiam.
Budzę się w nocy. Nie, nad ranem już. Żwirek nadal dulczy obok. No, cholera faceta mi wcięło. Jednak nadal jestem spokojna. Bywa, że dostaje telefon od Andrzeja. Ma czekoladowego labradora Wedla. Starego i chorego.Bywa, że Janusz łazi robić mu zastrzyki czy kroplówki gdy jest źle. To bardzo schorowany piesio.Bardzo też kochany. Jego właściciel zrobi wszystko by pupilowi ulżyć. Więc czasem "wzywa" TŻ-ta na pomoc.
Budzę się o 4 rano. To mój czas. Budzi się i Żwirek. Wraz z resztą. To czas śniadania! Trafiam do kuchni. Wstawiam wodę dla Rituni. Ona lubi ciepłą przecierkę. Rozpuszczam sobie leki. Drzwi, sprawdzam, zamknięte. Janusza nie ma. Nie mam zbytnio czasu zastanawiać się. Może otworzyli z Andrzejem piwko i zasiedzieli się. Może ... Nie ma czasu bo koty poddenerowane głodem, kłócą się. Podczas ugniatania saszetek słyszę skrobanie w drzwi. Rusza się klamka. Idę otworzyć. A za drzwiami, w świetle pierwszych promieni słonecznych, stoi Januszek.
Włos rozczochrany. Tors goły. Blady. Ze śladami pazurów Rituni. Zostawiła je podczas walki "o życie" czyli zastrzyku. Wyglądają jak zjeban* harakiri. Na biodrach wiszą ...spodnie od piżamy. No tak to on nie wędrował po okolicy.
Zamarłam. Wpuściłam. Zbieram szczękę. Wpycham oczy w oczodoły.
Co się okazało.
Janusz opiekuje się kotami sąsiadów co wyjechali. Chodzi tam kilka razy dziennie. W tym nocą. Bywa, że zajmuje mu taka wizyta dużo czasu. Wiadomo, kuwetki, garnuszki, rozmowy, piwko może jakieś, wspólny dymek... Spokój. Czas leci szybciusio. Tak było i teraz. Danka, idąc z siorą, sprawdziła drzwi. Zamknęła je więc. W ten sposób zamykając Januszowi możliwość dostania się do domu. Telefonu nie miał. Kluczy także. Nikt pukania nie słyszał. Dzwonka do tej chwili nie zamontował. Musiał czekać na moją pobudkę
Ale moje zdziwko bezcenne.