OTW23-A życie prozaicznie się toczy:(

RATOWACZKI ASK@ napisała. Wg mnie to pejoratywnie o tych, co to chcieli "ratować" na siłę łapane koty.

tabo10 pisze:RATOWACZKI ASK@ napisała. Wg mnie to pejoratywnie o tych, co to chcieli "ratować" na siłę łapane koty.

Muszę do okulisty, przeczytałam( co prawda na tel.)ratowniczki, trochę wydało mi się dziwne,ale szpital, to sa i ratownicy medyczni

**Adopcje: 11 >>**

Myszorek pisze:
tabo10 pisze:RATOWACZKI ASK@ napisała. Wg mnie to pejoratywnie o tych, co to chcieli "ratować" na siłę łapane koty.

Muszę do okulisty, przeczytałam( co prawda na tel.)ratowniczki, trochę wydało mi się dziwne,ale szpital, to sa i ratownicy medyczni

Ratowaczki! Co to z nożem biegają i ludzi proszą o ratowanie kotów.
Tam są oddziały rehabilitacyjne, leczenia uzależnień, leczenia nerwic... Ludzi co w wyroku mają przymusowe leczenie. Pedagogów, policjantów... młodych zagubionych... Trzeba mocno uważać w rozmowach.
Kobietka która nam "pomaga" to policjantka na nerwicowym. Jej znajoma, z pokoju, to nauczycielka. Bardzo nas wspierają. Pilnują łapek. Dzwonią.
Na razie odpuściłam z Anką biegi. Koty muszą nawykonać do nowej rzeczywistości. Wyniosły się z klombu. Żarcie nie ruszane. Dopóki nie zniknie coś z łapki nie ma sensu tam dulczyć. Kocica wyprowadziła ostatnie młode i nie zbliża się do misek. Chodziłyśmy po balkonach, w kuchni, po kuracjuszach...prosząc o nie karmienie. Podobno to działa. Nie u wszystkich ale działa.
Wieczorem ruszamy.
Oby nic nie wypadło. Wczoraj podawałam kroplówkę, leki i karmiłam chore maleństwo na dt u znajomej. Była prezeska toz, dawne czasy, doprowadziła do rozmnożenia. Co mnie nie dziwi. Nasze drogi dawno się rozeszły gdy wyszło, że popiera brak kastracji i inne rzeczy. Typu, kotka raz musi urodzić. . Koty trafiły do znajomej i mają kalici.

**Adopcje: 11 >>**

Łapanka zawieszona.
PP
Odeszła malutka dziewczynka, o której pisałam.
Biedne, niechciane dziecko.
[*]

Smutek.

**Adopcje: 11 >>**

MalgWroclaw pisze:Smutek.

To była malutka dziewczynka. Z 8 tygodni. 750 wagi. Gdy przyjechałam wieczorem podać jej leki i kroplówkę było źle. Zabrałam ją do swojej wetki słysząc, jak nią się zajęło miasto. Olano wyraźne sygnały kalici. Miała okrutne nadżerki w buzi i bolesność stawów.
Niestety.
Odeszła mi na rękach. Podczas próby ratowania przez naszą. Rzutem na taśmę, na wyczucie, wetka zrobiła testy. By mieć spokojną głowę z powodu siebie, mnie i innych. Choć twierdziła, że mało prawdopodobne bo nie ma objawów.
Wyszło mocne pp.
Mała Asia nie dała rady z dwoma cholerami.
Asia, bo tak nazwała ją wetka.
By nie odeszła bezimienna.
Nie przyniosło jej szczęścia to imię.
Może tylko to dobre , że moje ręce i słowa były ostatnie co słyszała i czuła. Że nie odeszła sama zamknięta w transporterku.

Nie skomentuję "leczenia" kota w wyznaczonej przez miasto lecznicy. Jestem tylko kociara.

Brykaj dzieciaku za Mostem Tęczowym
[*]

**Adopcje: 11 >>**

A teraz liczymy dni...
Moje wszystko szczepione i do szczepione.
Gdy byłam u małej wcześniej, od razu rozbierałam się. Myłam. Dezynfekowalam ręce i nie ręce.
Czekamy.

oby było dobrze :ok:

Oby się nie zaraziły!

**Adopcje: 11 >>**

Doszedł podbierak :201494

Sorki, że nie pisałam :oops:

Za dużo się działo. Jest... nierozpakowany :roll:

Bo koty na nim śpią :mrgreen:

Szczególnie Ritunia uwielbia na nim się bawić i drzemać. A Rita to Rita.
Serdecznie dziękuję za pomoc w jego kupieniu :201494

Jesteśmy po 4 szczepieniu. Niespodziewanie zwolnił się termin i pojechaliśmy. Nie wiem czy to skutek kucia ale wczoraj, gdy czekałam na kolejkę Janusza, myślałam, że padnę na ławce. Tak okrutnie spać mi się zachciało. Potem drzemutałam prawie całe popołudnie. Dobrze się czujemy choć ręka nas pobolewa dziś. Ale podłogi dało radę pomyć. :smokin:

Nie mam w ogóle sił zabrać się za cokolwiek. Już od dłuższego czasu. Wszystko czeka na zapał, który zaginął w przestworzach. Beznadzieja. Odkładam i odkładam...

Z Ds-ów przyszły nie fajne wieści. Maczek zatkał się. Zadzwoniła Monika w nocy z prośbą o pomoc. Podali nospę i trafili do weta. Czekamy!
Pani Jola od Amelki też dzwoniła w nocy. Przedwczoraj. Amusia ma kryzys. Ona jest po wycięciu raka listew. Do tego doszło IBD. Weci u których byli powiedzieli ,że umiera. Poryczałam się ja i ona. Wróciła wetka, która się ich zwierzakami opiekuje i mają do niej od razu pojechać. Czekam na informacje. Oby lepiej było.

W szpitalu matka wyprowadziła małe. Dzwoniłam do pacjentek. Wyjaśniłam dokładnie z czym się je pp. Mają karmić i powiedzieć w kuchni ,żeby żarcie ponownie wystawiali. Podskoczymy któregoś dnia z karmą. Na razie żaden kot w kociarni maluszkowej i w DT z matką i rodzeństwem nie wykazuje objawów. Mieli wczoraj podać surowicę. Czy to zrobią? Nie wiem.
Nie obchodzi też ich co z moimi kotami.
Nikt ale to NIKT z UM nie zainteresował się kto ma zapłacić fakturę za próby ratowania, testy i utylizację małej Asi. Wetka i ja wzięłyśmy je na siebie. To ja przywiozłam kocię do niej i narobiłam kłopotu. Ale jeśli ktoś miałby ją wyciągnąć to tylko ona.

Ritunia skończyła ROK!
Długi i ciężki.

Poplątałam jej historię i Janusz mnie naprowadził. To jej rodzeństwo było wcześniejsze. Faktycznie łapaliśmy ją jak było już zimno i ciemno. Przy latarkach!

Bądź szczęśliwa i zdrowa Dziecinko :1luvu: