MalgWroclaw pisze:O Babci Kasi pierwsze czytam. Albo zapomniałam
przepraszam, przecież najbardziej lubię starsze koty.
Odpoczywajcie.
Babcia Kasia to dawna podwórkowa Ruda co żyła w piwnicy, ostatnie lata z Krówcią. Krówci musiałam pomóc odejść w 2020 roku gdy okazało się ,że nerki poszły w diabły.
Złapałam ją, Kasię, w październiku 2021 roku. Niby miała mieć dom ale dom odszedł w niebyt. Została więc. Przecież nie wypuszczę starego, zaoranego życiem kota, na "wolność". Okienka piwniczne zabite, ona mająca 14-15 lat, zimnica... Nie przeżyłaby. Janusz stwierdził, że Ruda to brzydkie imię. Skoro ma zostać to jako Babcia Kasia- Kasieńka.
Dziś nie było mrozu. Woda w wielkich, osiedlowych michach nie zamarzła. Uff, mniej noszenia. W lesie i u wiewiór ścięło za to ją. Chodzę jak menel. W tym dobrym znaczeniu
Podwójne spodnie by ciepło było. Bose stopki w schetanych paputkach. Na plecach plecak szeleszczący torbami foliowymi, w których każde stanowisko jest obwinięte. W środku dwie butle gorącej wody. Nie tylko by mieć czym polewać pojemniki by z lodu je uwolnić. Nie pozwalają zmarznąć żarciu. Na szyi torba z saszetkami, chrupkami, orzechami. Obija się widowiskowo i zostawia ślad duszenia. Musze ją tak wieszać bo w dłoniach białych targam dwa wiaderka. Pełne wody co zostawia ślad kropelkowy za mną. Przy każdym kateringu zaczyna się stały rytuał. odstawianie wiaderek tak by woda się nie wylała. Zdejmowanie torby i odkładanie tak by woda jej nie zalała bo jak łażę t włążę. Potem plecak. A, że łażę jak łażę też z dala stawiam. A potem wypakowanie, rozwijanie, motanie...A potem wszystko to samo tylko odwrotnie
Iga dziś, widząc jak pompuję wodę, przebiegła przez jezdnię by być obok. Strasznie się zdenerwowałam. Ulica ruchliwa o tej porze. Ludzie na bazar już ruszają. Bałam się ,że przebiegnie bez zastanowienia prowadząc mnie na stołówkę więc odeszłam kawałek by auta przejechały. Poszła za mną drąc ryja ,że nie idę we właściwą stronę
A potem galopiek truchtałyśmy przez asfalt.