Już mam cholernie dość.
Sorrek ma ciągle pod górkę. Ciągle i ciągle. Co by człek nie uczynił to popitoli się zawsze.
"Zaginęła" krew kota w drodze do labka. Na specyficzną lipazę i oznaczenie bilirubiny. Wczoraj trzeba było wymienić wenflon wiec przy okazji i to zostało zrobione. Wszystko poszło dobrze. Krew leciała. Czekam na wynik by zadzwonić do onkolog a tutaj dzwonią z innymi wieściami.
Wczoraj kot był dzielny niesłychanie. Facet od USG miał poślizg. Już lekki wqurw go brał ale jakoś znosił czekanie. Potem samo badanie. Wytrzymał. Potem kroplówka. Przestało lecieć. Wymiana, upuszczenie krwi, kolejna kroplówka. Już tak miał dosyć ,że trzeba było kuć czym należy i zwiewać. Wszyscy byliśmy zmęczeni. On padł. Też zasłabłam z nerwów. Ale jeszcze karmienie go bo nie jadł. Dziki i nasze... W nocy wstawałam do niego bo bardzo mnie niepokoi jego zachowanie. Dziś od rana bieg. Janusz w pracy więc wsio na mojej głowie. Pierwsze to karmienie Ritki i Sorrusia. Mały nawet ładnie zjadł. Strzykawę
Potem i nasze zaliczyły swoje delicje. A wszystko przy zawodzeniu zniecierpliwionej Kaśki. Drącej się z szafy. Potem bieg w lasy i ruiny. Ścięło wodę u dzików i nieźle się naganiałam. Powrót. Garów mycie. Trzeba to zrobić bo Korek i Teosiek za zmywarkę robią i dekoratorów jednocześnie. Każda micha ma "swoje" miejsce. Potrafią "rozebrać" każdą konstrukcję misternie ułożoną. Zmysł artystyczny w nich się narodził. Winą jest nieposkromione łakomstwo. Kuwety potem. Leki. Naszykowałam też porcję Convy "dla TŻ-ta" by po powrocie zapodał Sorrusiowi. Przed wyjściem jeszcze chwilkę posiedziałam z nim i poczesałam. Uwielbia to, więc się uspokaja. Drapię grzbiecik. Boczki uflejane smarowidłem
usgenowym. i... łaputka z wenflonem spuchnięta. Dałabym głowę, że wcześniej nie była. Nie dużo ale jednak. Na razie odpatuliłam luźniej bandaże. Zdejmą gdyby nie uspokoiło się. Kurcze , wizja kolejnego wdzierania się w jego żyłę strachem mnie paraliżuje. Tym bardziej ,że tylko jedna kończynka została a dziś naszej Asi nie ma.
Wyć mi się chce z powodu Sorrka. Tak dzielnie dzieciak walczy. A paskuda zwana życiem podstawia mu kolejne kłody.
Wczoraj dzwoniła onkolog ale akuratnie wchodziliśmy na usg.
USG...
Dobre i nie dobre wieści. Wedle czytacza takiego jak ja i dyskusji z wetami jest jednocześnie dobrze i nie fajnie. Trzustka, pęcherzyk żółciowy i jakiś "przewód", żołądek, jelitka ... dostały nieźle. Stan zapalny ostry. Złogi płynu są ale bardziej wskazujące na to ,że organizm może już nie przyswajać kroplówek w takich ilościach. Serducho nie wydala z pompowaniem czy jakoś tak to było. Trzeba ostrożnie. Proszę pamiętać, że nerwy i brak fachowych słów swoje robią w przekazie. O dziwo wątroba jest w dobrym całkiem stanie
.
I jeszcze większy zdziw, że narośl znacznie się zmniejszyła
Ten sam wet robił pierwsze gdy się pokazała i sprawdzał kilka razy zapisy. Ona zmniejszyła się wedle pomiarów z usg wykonanego w lutym na Białobrzeskiej. Zmieniła się też jej struktura w środku. Już u onkolog nastąpiły zmiany. Teraz "posunęły się bardziej". Nie wiem czy to dobrze czy nie. Nie wiem co myśleć. Wstrzymam się do opinii specjalisty. Wyniki wysłałam.
Sorruś nadal żółty jak słonecznik zleżały. Gdy golono mu wczoraj łapkę to spod białego puchu wychynęła "zepsuta" skórka. Tak okropnie wyglądająca przy białym futerku. Wygląda jak obcy.
Po południu wyjazd do weta. Żarcie wstrzymane na wszelki wypadek. Nie dzwonią z domu więc mam nzdzieję ,że łapinka trzyma się.