Ciężko mi ostatnio pozbierać się w kawałek. Ciągle coś się dzieje. Nad ranem wpadłam stan paniki. I to taki ,że oddychać nie mogłam. Niby nic się nie dzieje. Koty chorują. Wydatki piętrzą się. Ludzie też chorują. Za miedzą wojna. Nie da rady o tym pomyśleć spokojnie ...
Coraz bardziej jestem zmęczona łażeniem do pracy czy kotów. Choć te ranne spacery lubię bardzo. Jednak gdy jest ciemno i zimno to jednak stresuję się okrutnie. Nie byłam nigdy strachliwa ale są dni gdy byle szelest mnie płoszy.
W świetle lampionka byle pędzony wiatrem liść wygląda jak stwór z horroru. Opadające zmarzliny deszczu łomoczą krzaki jak pociski strzelane z karabinu. Witkowate gałązki, bujane powiewem mają na pewno złe zamiary. Czepną się mnie i nie puszczą.
Ścięte mrozem liście spadają łamiąc swoje wnętrza. Aż dziwne, że tak delikatne materie wydają takie jękliwe odgłosy. Pnie drzew namokłe deszczem susząc się trzeszczą przeraźliwie. A gdy zetnie je szron wręcz jęczą. Jest przeraźliwie cicho. Ptaki już nie wydają odgłosów. Nawet kawki siedzą cicho wtulone w siebie.
A z drugiej strony jest pięknie. Szron osiadły na opadłych liściach i igliwiu skrzy się w słabym świetle. Ścięte jeziorka kałuż połyskują tajemniczo. Pięknie wygląda głóg. Ogołocony z liści, stoi rozczochrany ,z nagimi ramionami ustrojonymi czerwonym koralem. Białe kulki na krzewach wyglądają jak rozrzucone niedbale perły. A jagodziaki czarują czarnym, połyskliwym owocem. Nawet odsłonięte korzenie drzew mają swój urok. Jak tajemniczy istoty wyciągają ramiona by ...mi nogę podstawić.
Wiecie ,że wyrzucone śmieci (folia, butelki, opakowania...) gapią się świetliście w mroku. Nie raz zamierałam przygladajac się czy to nie pożeracz groźny czai się przy ziemi. czy za drzewem.
A w tym wszystkim jestem ja. W polarowych spodniach i znoszonej kurtce. Wytartej przez ciągłe wkładanie łap przez pręty. Przez plecakowe paski na pagonach. Na ramieniu (lub na szyi
) wisi mi torba. Plecak obecny mam za mały więc chodzę jak wielbłąd przodogarbny. W rękach kiwają się mi wiaderka. Idę jak strach na wróble by cennej wody nie wylać. A butelki w plecaku telepią się piskliwym tarciem .Może mnie nie widać od razu ale słychać na pewno. Tylko ja rzężę rączką od pompy studziennej o tak wczesnej porze budząc najbliższe okna. Klnę gdy wdepnę w kolejną psią wydzielinę
Kiciam na całą okolice bo wydaje się ,że słyszę ciche miauczenie. Moje uszy strzygą wtedy na wszystkie strony wysłuchując dźwięków nocy. Ale tylko ja widzę nietoperka jak cichym lotem pikuje w dół. Słyszę popiskiwania małych sówek. Wiecie ,że one płaczą jak dzieci? Tylko ja, w zdjętych okularach bo parują, biorę od lat betonowy słupek za czekającego kota. Zawsze się nabieram. Jak to blondynka.
Gdyby nie było tak zimno ,gdybym nie karmiła kotów i nie kotów
to by całkiem pięknie było.