Dostałam pensyjkę. Postanowiłam po zerkać na felixy. Zaraz święta, braki w sklepach, potem równie źle w nowy rok jest. Nie chcę by koty zostały bez niczego. I przeżyłam szok totalny.
Nie dość ,że niczego nie ma.
Wykupione. Widać nie tylko ja wpadłam na taki pomysł. To jeszcze ceny zwaliły mnie z nóg. Od ostatniego zamówienia minęło nie cały miesiąc a wszystko wzrosło o 30-40 złotych.
Qrwa, nie ma szczepionek, leków, zakazy wystawiania tańszych odpowiedników ludzkich kotom. Nie ma i ludzkich specyfików. Nie ma żwiru (uff, mam zapas) , gerberki windują się na Himalaje. Żarcie nasze też drogie jak piorun. Ja zjem ,nie tani chleb, z niby masłem, ale kot? Orzechy wiewiór już ponad dychę. Takie marniejsze. Bo te pokaźne to 20-25 złotych. Słonina dla ptaków i zwierząt nie dość ,że "chuda" z wyglądu to też kosztuje majątek. Chuda to nie znaczy mięsna. Podeszwa moich zdartych butów jest grubsza niż ona. Sikora jednym pacnięciem dzioba drobnego robi dziurę na wylot. Zaraz się zrywa i tarza w ziemi. Kupuję zawsze "stare" banany, owoce i warzywa ptakom i zwierzakom leśnym. Teraz to majątek i tak kosztuje.
Jest strasznie.
Martwię się okropnie.
Adopcje stoją. Nie dziwię się. Ludzie boją się o siebie. O przyszłość. Ja też się boję.
A Iga dziś biegi za mną na ulicę urządziła. Musiałam nastraszyć ją okrutnie by zawróciła. Wyraz jej oczu, ustawienie ciałka pokazywało ,że jest okropnie zdziwiona i wystraszona. Stała i patrzyła za mną. taka skulona. Poryczałam się.
Ktoś zapierdoli* ptasie wiadra.