Agnieszka- pisze:Pięknie piszesz! Zabawy dzięciolich dzieci widziałam jak żywe....
Dzięki.
Nie wiem co one robiły w środku osiedla. Pewnie jak to bachorki, oddaliły się wbrew woli rodziców.
Któregoś ranka dostałam porządny opitol od srok. Na chodniku, przy osiedlowej uliczce, siedziało małe coś. Co chyba
było sroczym dzieckiem. jakie to nieporządnie wyglądające smarkacze. Dosłownie jak ludzkie puszczone na żywioł na plac zabaw. Ubranko jakieś takie nie piórkowe. Rozczochrane. Nieporządnie naciągnięte na drobne ciałko. Kolory zmyte. Białe miejsca uszargane ziemią. Ogonek taki jakby sobie samo urżnęło nożyczkami "na prosto". Jak dzieci grzywki sobie regulują we własnym zakresie. Dzioba to miało dużego i mocno rozgadanego. Darło japę i skakało. Niestety, kicało to to pod stojące tam auta. Uliczka jest dość ruchliwa. A dziecię nie zamierzało iść na "plac zabaw" jaki ścielił się zielenią tylko polazło wypasiony aucik oglądać. Zagrodziłam mu drogę. delikatnie starając się nakierować maleńtasa na właściwy kierunek. I... Raptem...Zaczęło się. Nad moją głową podniósł się taki jazgot,że zamarłam. A dziobak, wyczuwając wsparcie, też zaczął na mnie pyskować. Podniosłam głowę i zobaczyłam dwie dorosłe sroki na konarze siedzące. Trzepały skrzydłami, tuptały i klęły...klęły... Na ich nie wybredne słowa przyleciały następne. Były równie mocne w dziobie co te. Część zerwała się do przelotów nad moją głową. Całe osiedle słyszało jak się mnie traktuje. Jedna z drugą to nawet pikowanie markowały. zdjęłam kurtkę i zaganiając to coś zwane sroczką dopowiedziałam równie nie wybrednie. Przy okazji uświadamiając, że rodzice nie puszczają dzieci na środek ulicy. A nie siedzą sobie na gałęziach, ploty uskuteczniają a bachor pcha się pod koła.
Udało mi się wyciepać nie opierzone bydlątko na trawę, w krzaluny forsycji. Poszłam swoja drogą ale jeszcze jedna jędza frunęła za mną grożąc i nie odpuszczając. Reszta judziła ją bezpiecznie i wygodnie siedząc na wysokościach.
Bezczelna rodzina!