Moja to "Lesio", ale "Wszystko czerwone " chyba na drugim miejscu. "Lesia" czytałam na studiach, na zajęciach z Przysposobienia Obronnego, czy jakoś tam
Trzeba było coś robić, bo kilka godzin kontaktu z wojskowymi było nie do zniesienia. Nawet na ochotnika zgłosiłam się do bycia pacjentem obłożnie chorym, dostałam obrzydliwą flanelową piżamę w fioletowe i zielone pasy, ale czystą i włożoną na swoje ubranie. Pielęgniarka uczyła nas, jak przebrać łóżko z chorym, umyć go, nakarmić..itd. Właściwie szkolenie sanitarne to było jedyne, które naprawdę mi się w życiu przydało. Moja mama miała wylew
W szkole średniej miałam wymagającego nauczyciela PO i umiejętność bandażowania do dzisiaj mi pozostała. Opatrunek kłosowy, żółwiowy zbieżny...itd. nie stanowią dla mnie problemu. A Chmielewską przeczytałam chyba całą, kiedy leżałam w szpitalu. Dobra lektura na takie coś, prawda?