meg11 pisze:"Miziak" mówisz
Pani chciała takiego tulaka coby z jej kolan i ramion nie schodził. Bo ma już kota, jakiegoś rodowoda, co dotknąć się nie dał. Tłumaczyłąm ,ze nie zawsze to może psić jak się już takie futro ma. Ale nie, ona o takim marzy. Dom ok. Zabezpieczony olbrzymi taras. Okna. Mąż nie zachwycony ale uległ. Dzieci ścieszone bo mała niezwykle kontaktowa była. Julcia spełniała wszystkie oczekiwania. Do tego jak się jej nie brało na ręce, to wskakiwała na ramiona i tak siedziała patrząc z góry np co w kuchni się robi. Pojechała. Nawet szybko się odnalazła. Przekupując Pana i rozkochując dzieci A Pani...A Pani zadzwoniła po 3 dniach ,że ona Julki nie chce bo za bardzo...się klei. Że nawet usiąść nie może by kot nie pchał się na kolana. Czy stoi czy leży jest zawsze blisko. No i wróciła. Nie przyjmowałam jej tylko Danka. Mnie nie było ale Pani czekać nie chciała do następnego dnia. Pan przepraszał. Córka płakała. Pani była zacięta. Chciała coś tam dyskutować ale Danka odebrała kota, papiery i zamknęła im drzwi. Nie wpuściła do środka. Wiem ,że znacie tą historię ale co mi tam starczo poględzić
Dziś był dziwny ranek. Cichy okrutnie i ciemny. Tylko wrony obudzone strasznymi snami (może im kruczydło się śniło
) dyskutowały ze sobą w mrokach gałęzi. Może się uciszały. Może uspokajały. Może klęły na siebie. Często łapię się ,że idąc w takiej ciszy strzygę uszami nasłuchując czy nie usłyszę ...płaczu kota. Nowina, co nie? Woda w miskach miała cienką warstwę lodu. Nie musiałam wymieniać tylko ją wygarnąć.
Był to dziwny ranek. Be wiatru. Z resztkami ślizgawicy na asfalcie. Z zarysami konarów nieruchomych na ciemnym niebie. Niskie , ciężkie niebo było bez gwiazd. nawet czołówka bzdziła słabo.
Zero kotów. Zero! Tylko odbicie w oczach kotłownianego Kocurka dało sygnał, że jednak ktoś jest. Zawsze taki dyskutant. Nie mogący się doczekać nałożenia w michy , rankiem nie wydał nawet pisku. Zadziało się coś o czym nie wiem?
W lesie też pustka. I na kortach.
Gabrysi ani śladu. W stojącej, zablokowanej łapce wątróbka nie była zjedzona. Dla niej jest zostawiana. A czy to ona zjadała? Czort wie. Widziałam ją jak właziła. A o to chodzi.
Tylko rośnie kolekcja pojemników po serkach w dziurze płotu. Jednak bez szaleństw. Doktorka nie jest wylewna w dokarmianiu.
Z duszą na ramieniu wlazłam w rumowisko uzupełnić polary w kartonach. Ustawiłam je swego czasu w dziurach wszelakich. Wydaje się mi ,że są używane bo na kocykach śmieci i wgniecenia. Są i budki ale nie wiem czy któryś tam włazi. W nich jesienią wszystko powymieniałam. Bardzo mnie korci obejść domki, zajrzeć, sprawdzić...Ale nie zrobię tego. W tamtą zimę wystraszyłam bardzo Gabrysię. Uciekła z ciepłego miejsca słysząc moje kroki chrzęszczące w śniegu . A ja chciałam tylko jedzenie zostawić w karmniku obok. Już tam nie wróciła. Nie chcę by sytuacja się powtórzyła. A jeśli gdzieś tam jednak już urodziła? To wypłoszę ją i dzieci na zimnicę. Prześladuje mnie myśl, że jednak zaszła w ciążę. Może nie ale ...to Gabrysia. A po niej wszystkiego można się spodziewać. Niestety.