Jest nadal malunia. Kot urodzony jako dziki jest największym przytulakiem na świecie. Gdy dotyka mnie tymi suchymi, małymi łapkami to płakać się chce. Jak ona przeżyła tyle tygodni?!
Janusz dziś stwierdził, że nie pozwoliłabym ją uśpić nawet jakby była dzikiem. Rozmawialiśmy o tym, że Rity charakter pozwala jej pomóc. Podaje się zabiegom. Jest miziakiem.
Nie wiem co bym zrobiła, jaką decyzję podjęła...gdyby Ritunia była walecznym maluchem. Ale chyba faktycznie nie zdecydowałabym o eutanazji na podstawie jednego (pierwszego) spotkania.
Kupiłam dziś nowe strzykawki do karmienia. Córcia gryzie dzióbki i one ranią jej języczk pełen nadżer. Zdrożały o 100 %. Za 10 sztuk zapłaciłam 10 zeta . A wcześniej połowę tego. O Gerberkach zmilczę. Ceny powalają. Nie, nie płaczę, że ratowanie kotów jest kosztowne. Zawsze takie było. Przede wszystkim emocjonalnie.
Opisuję codzienne rozterki dt, który ma biedy na odchowaniu. Oddałabym wszystko by Rita, Sorry, Sonny...i cała reszta była zdrowa, szczęśliwa i bezpieczna.
Człowiek nie jest w stanie normalnie funkcjonować wiedząc, że krzywda się dzieje. Zabiera ta świadomość spokój. Zatruwa duszę.
Niby to tylko kot. A dla nas aż KOT.