Kochani, mamy na pokładzie Ritę. Dziecko Gabrysi. Tak zabiedzone i chore, że wszyscy, Janusz i ja i Anka, płakaliśmy. Cudem było jej złapanie. Gdy trafiła w ramiona Janusza to wsadził ją pod polar i pobiegł do domu. Po 5 podniosłam wszystkich na nogi.
Ale opowieść nastąpi przy okazji. Gdy ochłonę.
Nie drę szat publicznie. Tak jak nie epatuje swoim zaangażowaniem i odbiorem nieszczęścia. Nie dzielę włosa na czworo. Robię co każe mi serce. Co dzień. Krok po kroku. Czasem myśląc, że jak nie będę klapać gębą to los będzie łaskawszy.
Nigdy, choć tego nie opisywałam, nie zostawiłam Gabrysiowego wątku bez prób nadzoru. Ciągle i ciągle jej szukałam. Pisałam pisma do Prezydenta i urzędów...żebrząc o pomoc. Wszędzie mur.
Wiem jedno. Jak chcesz na kogoś liczyć licz na siebie. I na takich samych idiotow jak ja.
Rita ma 8 tygodni a waży około pół kolosów. Leje się z jej nosa struga flukow. Temperatura nie całe 37. Tak drobna, że strach przytulić. Łapki jak zapałki, które łatwo złamać pstrykiem palcie.
Ale to nie koniec złych wieści. Rita ma...roszczep podniebienia. Wiedziałam, że coś nie jest tak gdy conva dziurką od nosa jej wypłynęła.
Nie wiem jak ona przeżyła na wolności z taką wadą. Ma do tego zapalenie oskrzeli. Olbrzymie nadżerki na języku. Jest słaba.
Wskazania?!
Eutanazja!
Tylko jak mam pożegnać dziecko, które tyle tygodni walczyło o życie? Jej już nie powinno być na tym świecie. Ale jest! Stałam u weta nad nią i całą sobą buntowałam się. Może egoistycznie ale...chcę dać Rituni szansę. Zasługuje na nią. Krok po kroku. Do przodu. Pomyślimy później. Poszukamy pomocy. Tylko niech żyje!
Najpierw wyleczyć trzeba olbrzymi stan zapalny.
Podnieść temperaturę.
Wykarmić.
Utulić
Czy uwierzycie, że mała Rita co to wolnościowo się urodziła, jest największym miziakiem na świecie?! To cieszy ale i niepokoi.
Proszę, trzymajcie za nią kciuki.
Dalej nie mam kompa więc fotki dla chętnych