Rano zawsze zdaję sprawozdanie z dnia poprzedniego, bo wieczorem wracam późno, jak na mnie do domu i nie włączam komputera.
Rano byłam u Kulek i zostawiłam im sporo jedzenia. W porze obiadowej podjechała do nich Dorota, zjawiły się wszystkie, nawet Sreberko i domagały się jedzenia, bo puszka, którą im zostawiłam była niesmaczna
Ale było i mięso i trochę słoniny, to zniknęło.Takie się zrobiły wybredne. Małe u Reni też trochę grymaszą, nie każda mokra karma im smakuje, sucha jest tylko jak żołądek przyrasta do kręgosłupa. Tylko każdą ilość mięsa zjedzą. Wczoraj Frodo aż miaukolił, żebym szybciej napełniła miskę. Nie mógł się najeść, a przecież dałam dużo. Tylko jakoś wołowina im nie smakuje. Wychodząc już późnym wieczorem zastałam jeża pod blokiem Reni. Serce mnie zabolało, bo szukał jedzenia w pustej misce
Uciekł, kiedy się zbliżyłam. Oczywiście miałam dla niego sporo jedzenia, mam nadzieję, że później przyszedł i się najadł.
Domowe koty już nakarmione, kuwety wyczyszczone, mam chwilę spokoju. Muszę jeszcze dać Lucy preparat do uszek, czego nie znosi, ale to tylko raz w tygodniu. Oczka Adasia i Lucy zakropione, to jakoś znoszą. Wczoraj wszystkim kotom podcinałam pazurki. Nie podobało im się, ale większość nie protestowała. Tylko Gabryś płakał przy tym jak małe dziecko
Strachliwy kotek z niego, taki jest, chociaż tyle lat już u mnie.
Zaraz się zbieram i idę do Bilbo i Frodo. One słyszą, kiedy wchodzę do klatki i czekają na mnie w przedpokoju. Bilbo mruczy jak traktor, od razu muszę go wymiziać, Frodo jeszcze troszkę strachliwy, ale już coraz mniej. Wystarczy, że usiądę na wersalce, a już jest koło mnie gotowy na porcję mizianek. Myślę, że powolutku mogą rozglądać się za domkiem, to zawsze trochę trwa. Przed adopcją zostaną wykastrowane. Nie zdecyduję się na zabranie ich do siebie, bo nie chcę im dokładać stresu, zwłaszcza Frodo, on jest taki delikatny. Trudno, dla mnie to nieco uciążliwe, ale tak jest lepiej dla kotów.