Od pewnego czasu pomagam różnym maluchom znaleźć nowe domy.
Nie są to zawrotne ilości kotów, ale pomagam na ile mogę.
We wrześniu trafiło do mnie 3,5 miesięczne rodzeństwo: Tobiś, Tinka w październiku czarny Oli, a w grudniu dołączyła wychodząca Tosia
Dwa maluchy Tobiś i Tinka trafiły do mnie w poważnym stanie, obydwoje na maksa zapchleni z chorymi oczami, z niedowagą. Szczególnie stan Tinusi był bardzo poważny. Kotusia która miała 3,5 miesiąca ważyła zaledwie 600 g, futerko było brązowe od odchodów pcheł, w okolicach odbytu zalęgły się larwy much, oczy w kiepskim stanie

Braciszek z katarem i niedowagą , ważył około 1 kg.
Koty zostały wzięte, a właściwie odebrane od "pani", które własne kociaki ogłaszała na fecebooku, a obok niej na posesji umierały z głodu i chorób kocięta przyprowadzone przez dziką kotkę.

Czasem nakarmiła je mlekiem lub rzuciła trochę jedzenia, taka litościwa pani

Koty uratowała znajoma z fundacji, która przypadkowo dowiedziała się od osoby biorącej koty z ogłoszenia, że na posesji znajdują się dwa umierające kociaki. Kobieta została postraszona konsekwencjami za znęcanie się nad zwierzętami i przynajmniej zawiozła je na pierwszą wizytę. Potem kociaki przyjechały do mnie. Mama maluchów została złapana i wykastrowana , trafiła do innego gospodarstwa. Od tego czasu maluchom ciągle coś dolega , najpierw biegunki, potem chore oczy i dziąsła, do tej pory nie zostały zaszczepione bo ciągle są chore. Mimo tych niedyspozycji jedzą jak smoki, szaleją jak na młode koty przystało i rozwalają mi chałupę
aniołeczek Tinka

Tobiś

No i Tosia, wychodząca kotka , którą już raz uratowałam od śmierci. Kotusia miała tak chore zęby i dziąsła , że nie mogła jeść. Litościwe osoby ją dokarmiały, ale nikt nie pomyślał, żeby zabrać ja do weta. W momencie jej odłowienia kotka ważyła niecałe 2 kilo , tak była zagłodzona. Po zabiegu usunięcia zębów wypuściłam ją na wolność , potem zabrałam ją jeszcze raz do weta bo dostała alergii (miała liczne wyłysienia na skórze) i teraz ponownie ją odłowiłam ( tzn wzięłam na ręce i zaniosłam do domu

) bo znowu zaczęła się ślinić . Wet usunął tym razem tylko jeden ząb. Na razie siedzi u mnie w domu bo miała anemię , którą trzeba skontrolować , ale zamierzam ją docelowo wypuścić i zorganizować jakąś miejscówkę bo kotka śpi w dziwnych miejscach.
Tosia z podrapanym noskiem bo walczyła w kontenerku

Wszystkie tymczasy szukają domów więc jeśli ktoś chciałby się dokocić to chetnie oddam

W domku na własnych śmieciach:
Oli to czarny kocurek , którego ktoś podrzucił z bratem/siostrą do opuszczonej stodoły. Drugi kotek niestety zaginął

a osamotniony Oliś podbiegał do każdej przechodzącej w pobliżu osoby. Trafił do mnie w październiku ( nie miałam serca zostawić go w tak niebezpiecznym miejscu). W czasie jego kilkudniowego pobytu na wolności został prawdopodobnie uderzony przez samochód - miał wybite dwa mleczne kły. Resztki mleczaków zostały usunięte i na szczęście w ich miejsce prawidłowo wyrosły stałe kły. Oli to bardzo ostrożny i troszkę dziwny kotek. Nie wiem czy uderzenie nie pozostawiło u Olisia jakiś śladów bo mały jest lekko wycofany i czasami jakby zawiesza się w działaniu

Oli
