Taka sprawa. Mieszkam w pokoju z kuchnią - 45 m2. Z synem (13 lat) zajmujemy wspólnie sypialnię (fajnie, nie?). Łazienkę mamy mikro - nie mieści się tam nawet pralka i ledwo można się obrócić, kuchnia jest bez drzwi. Do tego 5 kotów, nie bardzo się tolerujących (głównie konflikty 18 letniej kotki i 8 letniego kocura, reszta jako tako się dogaduje). Mieszkanie "moje" jest w sporym domu moich rodziców, oni tu jeszcze nie mieszkają. Dom w stanie surowym z "wykończonymi" 2 pokojami. Jeden zajmuje moja siostra jak tu do nas wpada, czyli rzadko. Drugi jest mojej mamy alergiczki i tam nie wolno kotom wchodzić - a teraz jest robiona w nim podłoga i zdemontowane drzwi, więc też odpada.... Od pół roku mamy totalny remont tej niewykończonej części. Tzn to nie mój remont, a rodziców. Pokój siostry, który robi zawsze za izolatkę dla znalezisk kocich jest zawalony gratami i meblami, z tych części domu, które są teraz w remoncie. Mimo to zmieściłam tam wczoraj klatkę króliczą 120 cm długą, żeby znaleziony kociak miał tam schronienie. Wczoraj syn zamykał bramę i wrócił mówiąc, że pomagał małemu kotu przejść przez jezdnię. Bardzo mnie to zaniepokoiło, bo mieszkamy przy bardzo ruchliwej drodze. Poszłam więc sprawdzić. Okazało się, że na drodze biega bardzo rezolutny i wyluzowany około 3 miesięczny czarny chłopiec. Próba zwabienia go prawie skończyła się jego śmiercią pod kołami auta, bo przebiegł 2 razy przez tą jezdnię w tę i nazad symulując polowanie... Ech nie wiem czy komuś nie gwizdnęłam kociaka, ale z pewnością był to ktoś "bardzo odpowiedzialny" i ten szkrab za kilka dni/godzin byłby za tęczowym mostem. Poza tym podrzucanie kociąt, to u nas w gminie norma, więc mogło być tak, że on jest wyluzowany i mimo że został wyrzucony, to się tym nie przejął... Mam mega wyrzuty sumienia, ale mam też strasznego nerwa, bo nie wiem co robić. Problem jest taki, że w końcu po miesiącu zapisałam na USG i przegląd jedną wolnożyjącą kotkę (którą mam pod nadzorem od 9 lat). Kotka wygląda źle po tej zimie. Schudła i chodzi lekko przypłaszczona przy ziemi. Nie mam sumienia tego olać, mimo że teoretycznie to nie mój kot, ale znajomych. Ale znajomi to ludzie typu - wyliże się sama - więc był pomysł, żeby ją zgarnąć na kilka dni, zadekować u mnie w klatce króliczej w tej graciarni i przebadać (krew, USG jamy brzusznej i ewentualnie RTG). Kocica ma jakieś pozostałości śrutu w plecach. Mój inteligenty inaczej (były już) wet zostawił jej to gówno 7 lat temu, mimo że miał uśpionego kota na stole do sterylki... WRRRRRR. Może to ten metal coś przeszkadza kotu, a może powód jest inny. W każdym razie kotka jest do pilnego przeglądu. A może nie będzie już mogła wrócić na dwór..... Kota jest zapisana na przyszły czwartek 23.07 do weta. Muszę mieć dla niej "lokal" od środy wieczorem przez kilka dni. I tu zaczynają się schody. Po pierwsze ta graciarnia nie jest miejscem dla kociego dziecka - jest tu sam, a my zaglądamy do niego czasem (2-3 x dziennie). Dziecko jest rezolutne i mruczące, chętne do zabawy, z dobrym apetytem, trafia jak na razie do kuwety, +/- zdrowe (bo trochę pokichuje, ale oczy czyste jeszcze ma), ma bardzo brzydkie futerko - takie przerudziałe miejscami i tam gdzie rude, to takie jakby jest sfilcowane (dziecięcia sierść nie wyszła?) - więc mały musiał jeść mega szajs do tej pory. Zaraz zostanie odrobaczony i odpchlony - mamy już zestaw preparatów.
Więc tak, SZUKAM PILNIE DT dla tego malca (pokryję jego utrzymanie, leczenie do czasu adopcji) choć wiem, że to mało realne, bo tu wszyscy zakoceni po kokardę. Lub próbuję znaleźć DT dla starszej pani na czas przeglądu - ale wtedy ja miałabym problem logistyczny, bo muszę ją do weta pod Warszawę wozić - też mało realne. Starsza pani (no może nie taka stara bo ma max 9-10 lat) jest bardzo proludzka, lubiąca głaskanie, choć nigdy w domu jej mieszkać nie było wolno, więc spała w garażu w budce styropianowej...
A może jednak się znajdzie jakaś dobra duszyczka i przechowa jedno z futer????
rezolutny chłopczyk
starsza pani do przeglądu - zdjęcie sprzed kilku lat