Część dalsza fotek.
Agrafunia. Funia. U nas kotka nie zależna. U siebie miziak nie z tej ziemi. Łóżkowiec. Wielka przyjaciółka małej Dużej Iguni.
Prysiu u nas Czarny Gawełek. Trudny w obsłudze "miziaczek" i wielki tchórz. W swoim domu pierwszej wody tulasek. Wita każdego gościa.
Tutaj ze swą przyjaciółką co temperuje go w zachowaniu.
Domy zmieniają koty. Bardzo.
U nas pada. Pada. Pada. Zimno też mocno. Koty pochowane. Byłam dziś ja w lesie. Kałuż od groma. Czaruś i Bunia bardzo późno przyszły. Czarusiowi nie odrosła sierść na bliźnie po olbrzymiej ranie. Oboje dobrze wyglądają. Nie zmieniałam już miejsca misek. Trudno, będą musiały sobie poradzić w "ciasnocie".
Wracając zdziwiłam się ,że taryfa tak wcześnie jedzie. Choć nie powinno to być niezwykłe. Ludzie maja różne plany i potrzeby. A to był radiowóz
Co już jest niezwykłe.
Sorruś dziś znowu się schował. Co mnie martwić zaczęło. Niby przyszedł na śniadanie. Smaczków zażyczył sobie. Ale spierniczył za wersalkę i wielkim wyciem przyjął wyciąganie go. Zdenerwowałam się. Oby to tylko chwilowe tchórzostwo było. Dałam mu dodatkowe p.bólowe. Jak zostało uzgodnione z wetką. Zobaczymy jak się zachowa.
Przełożyłam nasze szczepienia na wcześniejsze. Udało się wreszcie. O nie wiele ale jednak. I nie będzie to astra-zeneca. Tylko Pfayzer.