Ranek jak zawsze. Kocie kuwety sprzątnięte, woda w miskach i fontannach wymieniona, leki podane, śniadanie również, mogę zasiąść do komputera.
Nadia i Wituś to koty ze snów. Naprawdę. Kotka jest przegrzeczna. Pięknie korzysta z kuwetki , już kupka jest codziennie. Ona niczego nie rozrzuca, nie łazi po blatach, jest cudowna. Tabletki łyka pięknie, cierpliwie znosi czyszczenie uszek i zapuszczanie ich oridermylem, a to nie jest dla kota przyjemne. Cały czas pilnuje malca, myje go, przytula, jest to miłość w czystej postaci. Do koszyka włożyłam mięciutkiego pieska-przytulankę i Nadia kładzie na nim główkę, chyba tak jest jej lżej oddychać. Ona jest naprawdę bardzo chora, modlę się, aby leki zadziałały. Ona dużo je, co mnie cieszy. Właściwie co chwilę coś jej daję, dobrą karmę, mięso, witaminy również. Cieszę się, bo wreszcie pije wodę, a nie mleko. Wituś to żywe sreberko, a właściwie złotko
Nie opuszcza jeszcze kosza, jest za malutki. Chciałabym pokazać więcej jego zdjęć, bo jest rozkoszny, ale muszę je robić z lampą, inaczej wychodzą nieostre, a nie chcę mu świecić po oczkach.
Koty już pogodziły się z tym, że kuchnia jest dla nich niedostępna, rzadko i tak tam wchodziły, jedynie Pusia miała tam swoje miski i legowisko. Może wreszcie zrobi się ciepło i koty będą mogły siedzieć na balkonie. Pusia lubi wygrzewać się na słonku. Nadię i Witusia też bym wyniosła, ale jeszcze za zimno.