Teraz ciężko z adopcjami. Był potencjalny domek, wizyta PA, która bardzo pomyślnie wypadła. Dziewczyna pytała o wszystko, nawet kolor misek...itd. Raptem...cisza. Nie, ja nie zadzwonię, nie będę dopytywać, to jej powinno zależeć na super kocie. Nie, to nie, jej strata. Do innego domku miały jechać dwa. Domek osiatkowany po zęby, świadomy, doświadczony, super karma, pełno zabawek. No, rewelacja. W rozmowie już prawie finalizującej adopcję okazało się, że pani będzie koty wyprowadzać na smyczy, że będzie często jeździć z nimi do weta, tak towarzysko, aby się przyzwyczaiły
i tego typu "kwiatki". No i koty tam nie pojadą. O dziesiątkach durnych rozmów, które na szczęście dla mnie Arcana bierze na siebie nie wspomnę. Prawie wszyscy tutaj mają podobne doświadczenia. Kiedyś zadzwoni ktoś sensowny, trzeba być cierpliwym.