Dasza czeka na dom. Mieszka w pustym mieszkaniu
Napisane: Nie sie 04, 2019 19:53
Historia jakich wiele, tak właśnie zaczyna się kocia bezdomność.
Dzaszkę wraz z czwórką dzieciaków ktoś podrzucił pod gabinet wet. Właściciel wykazał się wielkodusznością, bo przecież nie utopił, nie wywiózł do lasu na pewną śmierć, zadbał o to, żeby koteczką wraz z potomstwem ktoś się zaopiekował. No i miał rację, koteczka trafiła pod opiekę z całym swoim dobytkiem - 2 chłopaki i 2 dziewczynki + kartonowe pudełko - do DT. Została szybko wysterylizowana i nadal karmiła kociaki, wspaniale się nimi opiekowała, a one baraszkowały szczęśliwe zupełnie nieświadome powagi sytuacji w jakiej się znalazły. Zresztą Daszka też była typowo domowym kociakiem, przyzwyczajonym do człowieka i domu, co potwierdzało się w codziennych kontaktach kot - człowiek.
I na tym historia Daszki i jej dzieci powinna się zakończyć. Odrobaczone, zaszczepione powinny znaleźć dobre domy.
Ale nieeee ! Nie u nas ! U nas historia dopiero się zaczyna. Tragiczna historia. Nikt do tej pory nawet nie przypuszczał, jakim piętnem naznaczona jest cała kocia rodzinka
Od lewej : Dafi, biało-rudy Dakota, biało-bura Demi i czarny Dima. Kociaki mają 3 miesiące
Kociaki z mamą wiodły wesołe i szczęśliwe życie, typowo kocie - zabawa, jedzenie i drzemki. Maluszki zostały odrobaczone i zaszczepione. Nic nie zapowiadało tragedii. Jedynie duży brzuszek mamusi Daszki dawał nam dużo do myślenia ale wet nie przychylił się do podejrzenia FIPa. Nic na to nie wskazywało. Kotka nie wykazywała żadnych objawów chorobowych, miała koński apetyt, pochłaniała wszystko i jadłaby najchętniej bez przerwy. Ciągle dopominała się napełnienia miseczki.
W połowie lipca do tego samego DT trafiły 4 sierotki ze strychu. Po odrobaczeniu, odpchleniu, wyczyszczeniu uszek dołączyły do rodzinki Daszy. Jedna koteczka ze strychy (Malibu) była bardzo malutka, odbiegała widocznie od rodzeństwa. Kociaki nie były oswojone, nie miały wcześniej kontaktu z człowiekiem, dlatego uznałyśmy, że połączymy sierotki, a Daszka bardzo chętnie zaopiekowała się malutką Maliby, karmiła ją. Po badaniu okazało się, że Malibu ma ogromną anemię i myślałyśmy, że pod opieką zastępczej mamy szybciej dojdzie do siebie. Maluszki szybko się ze sobą dogadały i wspólnie bawiły.
I nagle z dnia na dzień rozchorowała się Dafi (biała koteczka). Nie mogła zrobić kupki i zwymiotowała niewielką ilość śliny. Natychmiast wet i leki. Temperatura wzrastała do 40 stopni i opadała do 36 na zmianę. W jeden dzień stan koteczki ze zdrowego kota mimo leczenia zmienił się praktycznie w agonię. Miała kłopoty z utrzymaniem temperatury, poruszaniem się i oddychaniem. Natychmiast została zawieziona do całodobowej lecznicy w Rzeszowie. Tam udało się ją ustabilizować na tyle, że na drugi dzień zaczęła nawet sama jeść, ale kolejna doba była już niestety dla niej decydująca. Nie udało się utrzymać jej przy życiu i 29 lipca koteczka umarła
Zrobione zostały natychmiast wszystkie możliwe, badania FeLV/FIV (-), PP (-), przeciwciała koronowirusa (+).
I tutaj zaczyna się dramat Dasza (mamusia) została odizolowana od dzieci. Zamknięta w klatce, ale przebywała w tym samym pokoju. Mimo to była wyluzowana a z dziećmi miała tylko kontakt przez kratki. Obserwowała je, a one podchodziły do niej i mimo ograniczonego kontaktu z nią wszyscy byli zadowoleni.
1 sierpnia umarła Malibu (malutka koteczka ze strychu)
Prawdopodobną przyczyną zgonu obu koteczek była sucha postać FIPa.
Tym samym Daszka (mama kociaków) dostała dożywotni wyrok na siedzenie w klatce i odizolowania od dzieci
Została umieszczona w osobnym pomieszczeniu bez dostępu do nieczego, do człowieka, dzieci, widoku za oknem.
Wet kazał ją odizolować na zawsze.
Nie znam się na FIP, na szczęście nigdy nie musiałam się z tym zmagać, ale nie wiem, czym ona jeszcze mogłaby im zaszkodzić ?
Wyników z sekcji Dafi jeszcze nie ma, będą w ciągu tygodnia.
Leczenie i diagnozowanie Daszki i maluchów jest konsultowane z profesorem z Lublina.
Pobrane próbki krwi i kału zostały przebadane, części wyników jeszcze nie ma.
Na RTG widać wnętrze Daszki. Podobno widać na nim jakąś ziarninę na jelitach.
A teraz sedno tej całej historii :
OBSESYJNIE POSZUKUJEMY DOMU DLA DASZKI. DOMU ŚWIADOMEGO, ŻE KOTECZKA MOŻE PRZEŻYĆ W DOBRYM ZDROWIU DO PÓŹNEJ STAROŚCI, A RÓWNIE DOBRZE MOŻE ODEJŚĆ DOŚĆ SZYBKO. DOMU BEZ INNYCH KOTÓW.
KOTECZKA NIE CHORUJE, MA DUŻY APETYT, NA RAZIE NIE MA ŻADNYCH DOLEGLIWOŚCI OPRÓCZ LUŹNIEJSZEJ KUPKI JAK ZA DUŻO PODJE, JEDNAK KORONOWIRUS, KTÓRYM JEST NAZNACZONA MOŻE ZMUTOWAĆ W DOWOLNEJ CHWILI.
Ja wiem, że na forum raczej nie znajdę nie zakoconej osoby, ale może kochani macie przyjaciół, znajomych, kogoś z rodziny, kto zechciałby zaopiekować się Daszką na resztę jej życia. Na razie jest skazana na samotne siedzenie w klatce nawet bez człowieka, który przychodzi tylko nakarmić i posprzątać kuwetę. Jak długo można żyć za kratami? Samotnie? Boję się, że jeśli nawet nie pokona jej koronowirus to stres w końcu dokończy dzieła na skazańcu