Teraz napiszę, jak historia kotków się skończyła, choć właściwie jeszcze trwa.
Wszystkie dzieciaki Daszki znalazły fajne domki, dwa poszły razem w dwupaku do jednego domu
Trzy kotki ze strychu, które przeżyły - jeden już w nowym domu, dwójeczka prawdopodobnie zamieszka w nowym domu na dniach, czekamy tylko na przeprowadzenie wizyty PA w Krakowie.
Maluchy jakieś trzy tygodnie temu zostały zabrane na górę, a tym samym Daszka zyskała nową przestrzeń na dole domu, w którym tymczasowo mieszka. Jedynym problemem jest to, że większość czasu spędza samotnie. Koleżanka poświęca jej tyle czasu ile tylko może, siedzi z nią 2 i 3 godziny, ale to nie to samo, co obecność człowieka i kontakt przez cały czas.
Kocha człowieka całym swoim kocim serduszkiem, uwielbia zabawy i głaskanie, jest wręcz namolna jak tylko ktoś do niej przychodzi. Ale co się dziwić, spędzając większość czasu w samotności czeka się na ludzkie odwiedziny.
Z jej zdrowiem nie ma już żadnego problemu. Je i załatwia się normalnie, nic jej nie boli.
Jest nosicielką, bo to zostało jasno stwierdzone, ale czy wirus da o sobie znać ? Kiedy ? To chyba jest wielka niewiadoma.
Będziemy szukać domu, tylko czy ma być jedynaczką ? Czy w rozmowach uprzedzać i straszyć ewentualnych przyszłych opiekunów jej chorobą ? Ludzie różnie reagują, niektórzy pewnie nawet będą myśleć, że sami się zarażą (nie raz już miałam takie rozmowy) .
W najbliższym czasie powtórzymy wszystkie badania żeby wiedzieć, co w środku kotka się dzieje, co z wątrobą, trzustką.