Kotek pojawił się kilka dni temu ma osiedlu w Szydłowcu, wychudzony, kulejący. Odłowiłam go i zaniosłam do lecznicy, vet stwierdził że to stare złamanie i nic się nie da zrobić. Kotek, którego roboczo nazwałam LOTEK (przez częste mylenie się w pisowni, może to mu przyniesie szczęście) został wykastrowany, a ja szukałam mu jakiegoś miejsca. Obdzwoniłam wiele fundacji, wszystkie odmówiły z powodu przepełnienia, jednak udało mi się znaleźć osoby, które bardzo przejęły się losem tego biedaka, i ten łańcuszek dobrych dusz sprawił, że dziś kotek dotarł do Warszawy. Niestety, okazało się że Lotek ma białaczkę, miał już dziś leżeć na własnym posłanku, a tymczasem jest w kolejnej lecznicy. To od czwartku 4 miejsce pobytu. On ma szanse na długie życie, w odpowiednich warunkach może przeżyć wiele lat.
Teraz troszkę o Lotku. To młody burasek, bardzo miziasty i proludzki. Bardzo lgnie do człowieka, łatwy w "obsłudze" bo wszystko traktuje jak pieszczotę.
Poszukujemy domu bez kotów, lub z białaczkowcem. Sprawa jest bardzo pilna, Nawet nie chcę myśleć co będzie jeśli nie znajdzie się dom. Tak jak pisałam Lotek przebywa w Warszawie.
Oto Lotek.
