Poszukuję właściciela

Koty i kotki do adopcji

Moderatorzy: Estraven, LimLim, Moderatorzy

Post » Wto lut 26, 2019 22:54 Poszukuję właściciela

[url][url][list=][/list][/url][/url]Poszukuję pierwszego właściciela mojej koteczki. Chciałabym także uzyskać informację o przodkach zwierzęcia, w szczególności chodzi mi o informacje dotyczące genetycznego obciążenia koteczki chorobami serca, nerek, wątroby, itd. Kotka została znaleziona, prawdopodobnie na działkach, na terenie Pragi Południe, w bliskich okolicach ul. Igańskiej w Warszawie. Weterynarz z lecznicy określił jej wiek w przybliżeniu na około półtora roku (stan na dzień 20.10.2006r.). Kotka nie była zwykłym dachowcem, już na pierwszy rzut oka widać było, że jest rasowa. W książeczce zdrowia ma wpisaną rasę "rosyjski niebieski", mnie bardziej podchodzi pod rasę "korat". Zdjęcie koteczki w załączeniu, być może ktoś rozpoznaje w niej swoją zgubę. Kotka trafiła do mnie w dn.21.10.2006r. i od początku była wielkim obieżyświatem, ciekawym wszystkiego, wyjątkowo sprytnym i ewidentnie skorym do ucieczek (kiedy tylko otworzyło się drzwi wyjściowe mieszkania lub okno w pokoju, kotka natychmiast usiłowała wyjść na zewnątrz. Miała zwyczaj chowania się za drzwiami do pomieszczeń i niespodziewanego łapania za nogi przechodzących domowników, oczywiście w charakterze zabawy. Od początku była nauczona korzystania z kuwety, co oznacza, że wcześniej miała właściciela i musiała uciec z domu (być może wykorzystując sprzyjające warunki i nieuwagę opiekuna). W zachowaniu była niezwykle kulturalna i subtelna, widać było, że była bardzo dobrze wychowaną kotką. Kiedy czegoś nie tolerowała wydawała z siebie charakterystyczne "warczenie", być może w poprzednim domu wychowywała się razem z psem. Przez wiele lat kotka była zdrowa i w pełni sił. Oprócz kamieni struwitowych w nerkach, na nic więcej nie chorowała, a przynajmniej w okresowych badaniach kontrolnych nic niepokojącego nie zostało wykryte. Stan zdrowia kotki pogorszył się nagle w połowie ubiegłego roku. Kilkakrotnie wystąpiły epizody bezwładu tylnej części ciała, które dość szybko mijały. Koteczka miała podwyższone parametry wątrobowe, nerkowe oraz niski poziom kinazy keratynowej, wskazujący na postępujące schorzenie neurologiczne.Stwierdzono także stopniowe zanikanie kręgosłupa (coraz cieńsze kości) i mięśni. Dwukrotnie w ciągu dwóch dni miała napady pseudopadaczkowe, polegające na gwałtownym przewróceniu się na grzbiet i jakby drgawkach, w czasie których miała wystraszony wzrok i gwałtowne ruchy nóżek (jakby odpędzała od siebie coś strasznego), które ustępowały bardzo szybko. Jeden z takich napadów miał miejsce podczas odpoczynku zwierzęcia. Po zakończeniu jednego z takich napadów, koteczka zaczęła gwałtownie oddychać bardzo szybko przez otwarty pyszczek z lekko wysuniętym języczkiem. Podobnie jak same napady, również i to zdarzenie trwało dosłownie pół minuty, po czym wszystko zdawało się wrócić do normy. Tylko od tego czasu kotka zaczęła przez pewien czas unikać dobrze nasłonecznionych miejsc, w których wcześniej wylegiwała się z lubością. Wybierała teraz miejsca jakby bardziej zacienione, zachowując się tak, jakby czegoś się bała. Zaczęły się także częste wymioty, brak zainteresowania zabawą, bardzo szybkie męczenie się po niewielkim wysiłku, przesypianie większości czasu. Kotka bardzo dużo piła i praktycznie były takie dni, że kiedy nie spała, potrafiła podchodzić do miseczki z jedzeniem co 5 - 10 minut, zjadając bardzo niewiele. Wykonane ponownie badanie krwi pokazało, że parametry wątrobowe i nerkowe wróciły do normy, są lekko podwyższone (w porównaniu do wcześniejszych badań) i trzeba je po prostu bardzo często kontrolować. Pytany przeze mnie lekarz weterynarii, nie potrafił postawić jednoznacznej diagnozy, co się dzieje z organizmem zwierzęcia, tylko stwierdził, że przyczyny mogą być różne, m.in. choroba nerek, wątroby, serca, choroby neurologiczne pierwotne (np. wskutek urazu) lub wtórne (wskutek np.cukrzycy). Zalecone badanie usg jamy brzusznej nie wykazało (według słów wykonującego je lekarza radiologa) niczego niepokojącego w jamie brzusznej kotki, poza niewielką zmianą, usytuowaną na jednej z nerek, o podwyższonej echogeniczności, którą jednak lekarz kazał się nie przejmować. Kotki nie skierowano na bardziej szczegółowe badania (np. biopsja), w celu sprawdzenia co to za zmiana i jakiego jest ona charakteru. Lekarz prowadzący nawet nie zalecił monitorowania tej zmiany, poprzez wykonanie kolejnego badania obrazowego w odstępie krótkiego czasu. W krótki czas potem u kotki zaczęły mieć miejsce przemijające napady ślepoty, trwające od kilku do kilkunastu godzin, podczas których kotka miała bardzo rozszerzone źrenice (prawie w ogóle nie było widać tęczówek) i dosłownie "obijała się " o meble. Napady ślepoty powtarzały się z różną częstotliwością, a w ich trakcie, kiedy spojrzało się z bliska w oczy zwierzęcia, można było dostrzec, że źrenice nie są krystalicznie czarne, tylko jakby lekko zamglone (zaćma?). Po ustąpieniu dolegliwości, kotka znowu poruszała się swobodnie, tylko od tego czasu zauważyłam, że ma ona jakby ograniczone pole widzenia (kotka nie reagowała na ruch rękoma po bokach głowy, czasami także patrząc wprost nie wodziła oczkami za ręką) i jest jakby głucha (brak reakcji na bardzo głośne dźwięki typu fajerwerki, których wcześniej panicznie się bała, brak reakcji na nawoływanie jej po imieniu). W ciągu nocy potrafiła długo miauczeć żałośnie w ciemnym pokoju, jakby bała się tej głuchej ciszy i wołała opiekunów na pomoc. Lekarz okulista również nie potrafił postawić jednoznacznej diagnozy dolegliwości, również powiedział, że przyczyn może być kilka, stwierdził jedynie obecność mikrowylewów na siatkówce w badaniu okulistycznym, które mogły być spowodowane wysokim ciśnieniem. Skierowano więc kotkę na pomiar ciśnienia, którego parametry rzeczywiście okazały się bardzo wysokie, zatem kotce zalecono stosowanie leku Cardilopin 2,5 mg. Nie zaproponowano w ogóle wykonania żadnych innych badań, żeby wykluczyć ewentualne współistnienie innych chorób, mogących być przyczyną dolegliwości. Stosowanie leku nie pomogło, kotka nadal miała napady całkowitej ślepoty, do której dołączyły się też zaburzenia równowagi (kotka zataczała się ). W ostatnim czasie kotka bardzo schudła (z 3,9 kg do 1,9 kg), dostała też ostrej biegunki (nawet kilka razy w ciągu dnia) o bardzo nieprzyjemnej woni, ciemnobrunatnym kolorze, która pozbawiona była resztek strawionej treści pokarmowej. Przestała tez korzystać z kuwety, a swoje potrzeby fizjologiczne załatwiała w ciemnych miejscach (pod wanną, za regałem). Jedynie mocz oddawała normalnie do kuwety. W ostatnim czasie kotka była bardzo osowiała, jakby ją coś bolało, nawet po skorzystaniu z kuwety nie "myła się"). Na dwa dni przed śmiercią miała epizod nierównej wielkości źrenic, w trakcie którego jednak normalnie chodziła i funkcjonowała, a także jadła ( w ostatnim czasie wyłącznie mokrą karmę, suchej w ogóle nie ruszała). W dniu poprzedzającym zgon kotka nagle bardzo osłabła, dosłownie "przelewała się przez ręce". Wkładając zwierzątko do transportera, wyraźnie wyczułam, jak jej waga bardzo spadła, była dosłownie lekka jak piórko (jeszcze tego samego dnia rano, kiedy brałam ją na ręce, czułam normalny ciężar ciała). Nie miała siły samodzielnie wstać, a podnoszona na rękach, kładła się ponownie na prawy bok. Dotykając przednich łapek odczułam, że są one chłodne, a jedna z łapek w części bliżej tułowia, była jakby naprężona. Druga łapka była jakby bezwładna. Kotka usiłowała miauknąć, ale nawet to przychodziło jej z wielkim wysiłkiem. Podczas wychodzenia z domu kotka usiłowała wydostać się z transportera (zawsze tak robiła, kiedy szłam z nią do lecznicy), ale szybko opadła z sił. na ulicy wystawiła łebek na krótko z torby, usiłując rozpoznać otoczenie. Odniosłam jednak wrażenie, że jej kontakt ze światem zewnętrznym odbywa sie bardziej poprzez węch, niż przez wzrok (kotka nie reagowała na bodźce wizualne). Zatem miała zachowany kontakt z otoczeniem. W klinice weterynaryjnej stwierdzono u kotki obniżenie ciepłoty ciała (miała 34 stopnie C) i hipoglikemię. Powiedziano mi od razu, że stan kotki jest bardzo ciężki i rokowania bardzo złe. Nie wykonano jednak niezwłocznie żadnych badań diagnostycznych, poza własnym USg, którego wyników również mi nie podano. W karcie wypisowej ze szpitala, odebranej już po śmierci zwierzęcia, w dniu przyjęcia do kliniki jest wpisane m.in. "jama brzuszna miękka, niebolesna". Tymczasem już następnego dnia w karcie jest kolejny wpis o treści "jama brzuszna miękka, bolesna w przodobrzuszu", co dowodzi, że kotka miała zachowaną świadomość otoczenia ( w przeciwnym wypadku nie odczuwałaby bólu). Z karty wypisowej wynika, że podczas pobytu zwierzęcia w szpitalu zastosowano jedynie glukozę dożylnie i masaż serca wykonany po pogorszeniu się akcji krążeniowej (nie zatrzymaniu) i wystąpieniu duszności. Żadne inne leki nie są konkretnie podane w karcie wypisowej (mowa jest jedynie ogólnie o farmakoterapii, przy czym brak podania nazw konkretnych farmaceutyków). W trakcie oglądania ciałka koteczki, już po jej śmierci, zaniepokoił mnie wygląd pyszczka. Był on lekko rozwarty i jakby zastygły w mocnym (szczęko)ścisku, tak jakby kotka desperacko walczyła o każdy oddech do końca. Tymczasem jeśli kotka nagle przestała oddychać i po prostu "odpłynęła", to pyszczek powinien być chyba luźno zamknięty, tak jak powieki. Robiło to takie wrażenie, jakby w ostatnich chwilach życia kotka broniła się przed czymś (doustnym podaniem leku?), natomiast w głębi otwartego pyszczka zdawało mi się, że dostrzegłam jakby coś czerwonego (uszkodzenie wewnątrz pyszczka wskutek nieudanej intubacji zwierzęcia?). Ciałko koteczki wyglądało strasznie, jakby przed śmiercią przeszła przez męczarnie. Wydawała się jeszcze chudsza niż poprzedniego dnia, kiedy przywiozłam ja do kliniki. Lekarz powiedział, że prowadzili reanimację przez 25 min, ale kiedy nie dawała pożądanych rezultatów, zrezygnowali. Powiedział też, że reanimację przeprowadzili za pomocą ręcznego masażu serca, a rozpoczęli ją kiedy tylko zobaczyli, że kotka ma problemy z oddychaniem (coraz wolniejsze oddechy, wykonywane z coraz większym wysiłkiem), czyli w trakcie pogorszenia akcji krążeniowo-oddechowej, a nie po jej zatrzymaniu (czy to nie pozostało bez wpływu na pogorszenie stanu zwierzęcia?). Na moje pytanie, dlaczego wobec braku skuteczności ręcznego masażu serca, nie podłączyli kotki do aparatury oddechowej, lekarz stwierdził, że klinika nie dysponuje bardziej zaawansowanym sprzętem i nie ma na wyposażeniu defibrylatora. Tymczasem mnie chodziło o aparaturę podtrzymująca oddech (respirator). W tej klinice przeprowadzane są operacje zwierząt w narkozie, więc taką aparaturę klinika na pewno ma na stanie. Pytanie dlaczego w tym przypadku jej nie użyto, a ograniczono się jedynie do ręcznego masażu serca (chodzi o klinikę Elwet w Warszawie, przy al. Niepodległości 24/30). W ocenie lekarza stan zdrowia kotki bardzo szybko się pogarszał, tak jakby "coś ją zżerało od środka". Lekarz nie potrafił podać ani wstępnej diagnozy jaka była przyczyna nagłego pogorszenia stanu zdrowia zwierzęcia, ani nawet jakie ma przypuszczenia własne co do tego. Ograniczył się jedynie do przypuszczenia, że mógł to być nowotwór, ale jakiego rodzaju i w jaki sposób mógł przyczynić się do śmierci zwierzęcia. Na moje uwagi dotyczące wykrytej zmiany w okolicach nerki i braku jej dalszego diagnozowania (jako niewłaściwie przeprowadzonego leczenia koteczki przez lekarza kliniki), rozmawiający ze mną lekarz odparł, że niektóre rodzaje nowotworów potrafią rozwijać się bardzo szybko, nawet w ciągu miesiąca. Jeszcze w trakcie przyjęcia do kliniki zasugerowano mi, że to ja jestem winna stanu kotki, a w karcie wypisowej podano, że kotka była skrajnie wyniszczona i niedożywiona (chyba tak było łatwiej, zamiast od razu przeprowadzić wszystkie niezbędne badania - była godz.1.30 w nocy). Z uwagi na pewne okoliczności, które wystąpiły tuz przedtem i gwałtowność pogorszenia stanu zdrowia kotki, miałam obawy, że zwierzę zostało otrute przez osoby trzecie, którym przeszkadzało. Pani doktor, wysłuchawszy mojej opinii, zaproponowała mi, żebym w takim razie rozważyła uśpienie kotki, bo muszę być za nią odpowiedzialna (to tak, jakby ciężko chorego człowieka poddać eutanazji, zamiast go ratować, w imię błędnie pojętej odpowiedzialności za niego). Stąd moje pytanie, zawarte w wątku, aby zgłosiła się osobą (jeżeli to czyta), która była poprzednią właścicielką koteczki, ponieważ chciałabym wiedzieć, czy stan zdrowia kotki nie był spowodowany ewentualnymi obciążeniami genetycznymi. Może ktoś rozpoznaje w kotuni swoją dawną zgubę? Proszę także aby odpisał mi ktoś kompetentny, na jakie schorzenia mogła cierpieć kotka, na podstawie opisanych powyżej symptomów (może ktoś z Was miał analogiczny przypadek). Chciałabym tez zapytać Was jakie są Wasze doświadczenia z kliniką Elwet? Czy jest prawdą, że maja taka złą opinię? Może diagnoza i leczenie kotki nie były właściwe? Czekam na Wasze odpowiedzi. Ania

ania80

 
Posty: 5
Od: Pon lut 25, 2019 20:28

Post » Śro lut 27, 2019 1:57 Re: Poszukuję właściciela

Koty o wyglądzie rasowych i rasowe mogą mieć wady genetyczne, zresztą dachowce też. Cały Twój opis wskazuje, że mogła to być wada serca. Echa serca nie robiono. To są ciężkie do wyleczenia przypadki, a niekiedy kot bez żadnych wcześniejszych objawów zasłabnie i umiera w ciągu jednego dnia złego samopoczucia (wymioty, bóle łapek, duszność).
NA PILNE LECZENIE KOTÓW Z CMENTARZA- KONTO
https://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=157308

mziel52

 
Posty: 14605
Od: Czw gru 27, 2007 20:51
Lokalizacja: W-wa Śródmiescie

Post » Śro lut 27, 2019 4:01 Re: Poszukuję właściciela

W 2006 nie bylo koratow w Polsce.

Edit: caly opis choroby kota to jakis totalny odjazd, zastanawia mnie, czemu autorka watku przy kazdej wizycie u weta podkresla, ze nie zostaly zrobione dodatkowe badania a a) ich sama nie żądała, b) nie zmienila weta.
03.07.2010 ['] Prezes. Kocham Cię.
26.11.2020 ['] Murziłka
12.05.2022 ['] Tiger
22.03.2024 ['] NW SP Dongalas Glitne DSM


Dom bez kota jest jak człowiek bez duszy... Nie ma w nim życia.

Prawdziwa miłość nie potrzebuje słów. Albo milczy. Albo MRUCZY!

wistra

 
Posty: 9372
Od: Nie paź 08, 2006 17:11
Lokalizacja: Kraków

Post » Śro lut 27, 2019 7:09 Re: Poszukuję właściciela

W 2006 znalazłaś kota, a teraz szukasz właściciela, bo potrzebujesz informacji? I to w dodatku, kiedy zwierzę już nie żyje i nic mu to nie pomoże? Po 13 latach to wątpie, by udało Ci sie cokolwiek ustalić.
BTW Kot bez rodowodu może wyglądać na rasowca, ale rasowym nie jest.
Do cats eat bats?

Muireade

Avatar użytkownika
 
Posty: 1576
Od: Pon sie 08, 2016 17:26
Lokalizacja: Środek wiochy (pod Toruniem)

Post » Śro lut 27, 2019 14:09 Re: Poszukuję właściciela

A ja bym chciała zrozumieć, co zmienia, czy kotka była obciążona wadami genetycznymi? Chodzi o oskarżenie weta w Izbie? Bo jeśli były wady, to nie ma argumentów, a jeśli wad nie było, to można oskarżyć?
Co to znaczy, że kotka mogła zostać otruta przez osoby trzecie? Jak często się wymykała z domu?
Ja również nie rozumiem, czemu autorka nie zmieniła kliniki. Kotka schudła 2 kg a to raczej nie zdarza się z dnia na dzień, ciągle miała epizody ślepoty. Skoro po śmierci pupila można było znaleźć opinie o klinice, to czemu nie wcześniej, skoro zachowanie wetów budziło wątpliwości? Skoro nie robiono badań (na które, jak sądzę nalegała autorka, bo niby czemu nagle po śmierci kotki miałaby się tym interesować a nie za życia), to czemu nie wybrano takiej przychodni, w której badania zostaną wykonane?
Czemu autorka nie zaczęła szukać porad wcześniej?
Może mylne ale mam wrażenie, że kotka niknęła w oczach, bardzo cierpiała, a wizyty w przychodni były sporadyczne, stanowczo za rzadkie jak na objawy kotki, nigdy nie satysfakcjonujące i nie szukano pomocy gdzie indziej, tylko uparcie trzymano się tej jednej przychodni, chociaż kotka stopniowo odchodziła. Czemu?
I czemu nie zrobiono sekcji zwłok w INNEJ przychodni, skoro zachowanie wetów i przeprowadzona reanimacja wydawały się źle wykonane? Udało się zajrzeć głęboko w gardło martwego kota a nie można go było zanieść gdzieś na sekcję?

Bardzo dziwny wątek...
Czemu zaczyna się od nieudanej próby otwarcia listy z punktami?
I gdzie jest ten link do zdjęcia?

I czemu do licha kotka miała możliwość wysunąć głowę z torby transportowej w czasie podróży? Przecież to proszenie się o ucieczkę. To w ogóle był transporter dla kotów czy dla psów?

Wracając zaś do samego szukania pierwotnego właściciela. Po pierwsze niekoniecznie znajdzie się na forum, może tu w ogóle nie bywać. Po drugie kotka mogła pierwotnie mieszkać w zupełnie innej dzielnicy Warszawy a zostać ukradziona i później uciec, więc adres to za mało, żeby odszukać pierwszego właściciela. Po trzecie czy była zaczipowana albo miała tatuaż? Jeśli nie, to nie była rasowa, w dodatku szanse na znalezienie właściciela stają się znikome.
Obrazek*Obrazek*Obrazek*

Stomachari

 
Posty: 10637
Od: Sob kwi 16, 2016 21:29
Lokalizacja: Nieopodal Sochaczewa.

Post » Czw lut 28, 2019 18:56 Re: Poszukuję właściciela

Szukam właściciela, ponieważ chcę poznać historię genealogiczną, tzn. czy wśród przodków kotki zdarzały się podobne przypadki chorobowe. Mam taką sytuację osobistą, że mogę podejrzewać działanie osób trzecich, które jawnie deklarowały się, że "załatwią" mi kota. Sekcja jest przeprowadzana, od razu o niej pomyślałam, kiedy tylko koteczka odeszła. Jakoś nie chciało mi się wierzyć, żeby stan kotki tak nagle się pogorszył, nie było po temu racjonalnych powodów. Jeżeli okazałoby się, że przodkowie kotki nie byli obciążeni genetycznie, to oznaczałoby to albo niewłaściwie przeprowadzone leczenie, albo potwierdzenie moich podejrzeń o otruciu kotki. Na negatywne opinie o klinice trafiłam dopiero niedawno, ale jak to często bywa, nie dawałam im stuprocentowej wiary. Wiadomo, że niektórzy specjalnie piszą negatywne opinie, żeby komuś zaszkodzić. Dlatego zapytałam na forum, może ktoś z Was ma osobiste doświadczenia z tą kliniką. Zdjęcia kotki umieszczę niebawem.

ania80

 
Posty: 5
Od: Pon lut 25, 2019 20:28

Post » Czw lut 28, 2019 20:04 Re: Poszukuję właściciela

Marne szanse. Jeżeli to był kot z pseudo, to nawet "hodowca" nie zna drzewa genealogicznego, a już tym bardziej nie robił badań...
koraty kiedyś były obciążone gangliozydozą, ale możliwosć badań wyeliminowała osobniki niosące to z hodowli + naprawdę nie było szans, by korat był w polsce w 2006.
Nie wiem, czym są obciążone ruski.
03.07.2010 ['] Prezes. Kocham Cię.
26.11.2020 ['] Murziłka
12.05.2022 ['] Tiger
22.03.2024 ['] NW SP Dongalas Glitne DSM


Dom bez kota jest jak człowiek bez duszy... Nie ma w nim życia.

Prawdziwa miłość nie potrzebuje słów. Albo milczy. Albo MRUCZY!

wistra

 
Posty: 9372
Od: Nie paź 08, 2006 17:11
Lokalizacja: Kraków

Post » Czw lut 28, 2019 20:30 Re: Poszukuję właściciela

Kotka w ogóle nie wychodziła z domu (mieszkam w bloku, na piętrze). Na przejazdy do lecznicy używałam normalnej torby transportowej dla zwierząt, tyle że kotka była w niej zabezpieczona szelkami. Kotka od mniej więcej stycznia 2017r. zaczęła mieć dolegliwości zdrowotne, ale początkowo były one na tyle niewielkie, że sami lekarze nie podejrzewali niczego groźnego. Dlatego też zlecali tylko podstawowe badania, które nic nie wykazywały. Ja sama zaś nie miałam pojęcia o jakie badania mogłabym się jeszcze upomnieć. Bardzo możliwe, że były to początkowe symptomy jakiegoś poważniejszego schorzenia, które zbagatelizowane przez weterynarzy rozwijało się w ukryciu. Co do badań dodatkowych, to uważam, że albo nie wykonano wszystkich niezbędnych w tej sytuacji badań, albo te które zrobiono, były wykonane lub odczytane w niewłaściwy sposób. Jeżeli bowiem pół roku temu sygnalizowałam lekarzowi z Elwet, że kotka miała dwukrotne epizody jakby padaczkowe, a do tego przemijające niedowłady tylnej części ciała, to logicznym jest, że powinni wykonać badanie tomograficzne lub inne, pozwalające na obrazowanie mózgu zwierzęcia. Skoro wówczas w badaniach krwi, stwierdzono podwyższony poziom parametrów wątrobowych i nerkowych, to można było podejrzewać uszkodzenie wątroby i/lub nerek. W każdym z tych przypadków należało prowadzić dalszą diagnostykę w celu poznania przyczyny nieprawidłowych wyników tych parametrów. Nie zrobiono tego. Nie zmieniłam lecznicy, bo klinika Elwet wydawała mi się dobrym miejscem. Na ich stronie internetowej można przeczytać, że mają doświadczonych lekarzy z wieloletnim stażem, wykładowców akademickich. W recepcji kliniki stoją podziękowania od opiekunów pacjentów. Ponadto klinika ma własny szpital. Myślałam więc, że to dobra lecznica. Co do niskiej wagi kotki, to ważona była podczas wizyty w sierpniu ub. roku, kiedy to pojawiłam się z nią tego samego dnia, w którym miała pierwszy atak pseudopadaczkowy. Od tego czasu przy kolejnych wizytach (które wcale nie były sporadyczne) nie sprawdzano wagi kotki, bo ani nie widziano takiej potrzeby, ani też nie widać było po niej, żeby nadal chudła. Normalnie jadła, piła duże ilości wody (na co zwracałam uwagę weta, informując, że kotka miała w przeszłości kamienie struwitowe), zdarzało się też, że miała ochotę na zabawę (chociaż niezmiernie rzadko). Mimo faktu, że już wówczas okrywa włosowa zwierzęcia była jakby matowa, nie zwrócono uwagi na możliwe oznaki choroby nerek. Powiedziano mi tylko, że kotka jest wyniszczona, ale nie wyjaśniono w jakim sensie (tzn. czy chodziło o uszkodzenie konkretnych narządów wewnętrznych czy ogólny stan organizmu), z jakiego powodu i jak ją leczyć. Nie zaproponowano żadnych badań w celu wykrycia przyczyny wyniszczenia, mimo że mogło być ich wiele. Ograniczono się jedynie do podania kilku dawek kroplówki z potasem, żeby wzmocnić serce. I już. Kiedy wydawało się, że kotce się polepszyło, diagnostyka lekarza została zakończona. Miałam tylko robić kotce okresowe badania krwi i moczu, które jednakże nie wykazywały, aby z kotką działo się coś niepokojącego. Dodam, że kotka była zwierzęciem niewychodzącym, miała stały dostęp do dobrze zbilansowanej karmy i świeżej wody. Nigdy (od czasu przygarnięcia jej przeze mnie) nie miała kontaktu z innymi kotami, zatem kwestia zarażenia od innego zwierzęcia także odpada. Skoro trafiła do mnie w pełni zdrowa i przebywała przez cały czas w dobrych warunkach, to bardzo dziwne jest dla mnie jej nagłe pogorszenie się stanu zdrowia. Ponadto, skoro już po przyjęciu jej do szpitala, stwierdzono hipoglikemię, to dlaczego nie zrobiono natychmiast badań, które pozwoliłyby wykryć przyczynę tego stanu rzeczy? Z tego co wiem, to nie mogła być cukrzyca, bo wtedy poziom glukozy we krwi byłby za wysoki, a nie za niski. I jeszcze ta hipotermia (34 st.C), z czego mogła wynikać? Lekarz mówił mi już po śmierci zwierzęcia, że kiedy nastąpiło pogorszenie akcji krążeniowo-oddechowej, reanimowali kotkę 25 min. Na moje pytanie, dlaczego nie podłączyli kotki do respiratora, żeby wspomóc oddech, lekarz odparł, że oni takim sprzętem nie dysponują (w klinice, gdzie przeprowadzają zabiegi chirurgiczne pod narkozą!). To też wydało mi się dziwne. Co do szybkiej utraty wagi, to w dniu, w którym zawiozłam kotkę do kliniki, dosłownie chudła w oczach. Chodzi o to, że tego samego dnia rano, wychodząc do pracy i biorąc kotkę na ręce, wyczuwałam jej normalny ciężar. Natomiast kiedy wróciłam, to kotka była lekka jak piórko, miałam wrażenie, że niosę pusty transporter. Kiedy nazajutrz pojechałam obejrzec jej ciałko do kliniki, wydawało mi się, że przez tę noc kotka jeszcze bardziej schudła. Lekarz w rozmowie powiedział, że jemu to wygląda tak, jakby kotkę "coś zżerało od środka" W karcie wypisowej ze szpitala też podane są sprzeczne informacje. Lekarz napisał, że przez cały okres pobytu w klinice u kotki utrzymywała się hipotermia, natomiast w rozmowie ze mną mówił, że hipotermię udało się w pewnym momencie opanować. Podano także, iż u zwierzęcia wystąpiła duszność i zatrzymanie akcji krążeniowo-oddechowej, pomimo leczenia farmakologicznego i tlenoterapii. Jednakże poza dożylnym roztworem glukozy, nie wskazano żadnych innych farmaceutyków, którymi jakoby kotka miała być leczona. Co do epizodu duszności, to w rozmowie ze mną lekarz opisał je jako coraz powolniejsze i z coraz większym trudem nabieranie powietrza otwartym pyszczkiem. Natomiast duszności u mojej kotki wyglądały zupełnie inaczej. Wystąpiły pół roku wcześniej i chociaż miały miejsce ( w mojej obecności) tylko raz to jednak przebiegały zupełnie inaczej (bardzo szybkie i płytkie oddechy przy otwartym pyszczku i wysuniętym języczku). Dla mnie opis lekarza wyglądał jak zwolnienie pracy serca, pytanie z jakiego powodu. Może widząc stan zwierzęcia specjalnie postanowili je uśpić, zamiast ratować (czytałam o podobnym przypadku w tej klinice). Moim zdaniem lekarze nie zrobili wszystkiego, żeby kotkę uratować. Uważam też, że ktoś mógł przyczynić się do nagłej śmierci zwierzęcia, zwłaszcza, że mówiono mi wielokrotnie, że ją "załatwią". Te podejrzenia potwierdza nagłość zachorowania i gwałtowny przebieg zdarzeń

ania80

 
Posty: 5
Od: Pon lut 25, 2019 20:28

Post » Czw lut 28, 2019 20:48 Re: Poszukuję właściciela

A sekcję ta sama lecznica wykonuje? Szkoda, że nie popytałaś miau o wetów polecanych na początku choroby kotki.
NA PILNE LECZENIE KOTÓW Z CMENTARZA- KONTO
https://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=157308

mziel52

 
Posty: 14605
Od: Czw gru 27, 2007 20:51
Lokalizacja: W-wa Śródmiescie

Post » Czw lut 28, 2019 20:55 Re: Poszukuję właściciela

Nie, sekcję wykonują w innej klinice w Warszawie. A co do popytania, to wcześniej nie przyszłoby mi do głowy, że w takiej zdawałoby się renomowanej lecznicy, mogą błędnie zdiagnozować kotkę. Teraz żałuję, że nie sprawdziłam w necie innych lecznic całodobowych. Ale z drugiej strony, kto ma czas o godz.0.30 w nocy, z kotem w stanie prawie agonalnym szukać informacji w necie.

ania80

 
Posty: 5
Od: Pon lut 25, 2019 20:28

Post » Czw lut 28, 2019 21:25 Re: Poszukuję właściciela

Powtarzasz niektóre informacje z pierwszego posta, ale nie podajesz odpowiedzi na pozostałe pytania.

Kto kotkę miał "załatwić", skoro była niewychodząca? Masz współlokatorów? Bo jeśli nie, to albo kotka nie była do końca niewychodząca i na przykład kręciła się po klatce schodowej, albo ktoś musiałby się włamać do mieszkania, podać truciznę i zatrzeć za sobą ślady. Więcej możliwości nie widzę.

Są przychodnie, które nie dysponują respiratorami a wykonują zabiegi chirurgiczne pod narkozą. Dziwi mnie tylko, że Elwet nie posiada respiratora, natomiast sam fakt robienia zabiegów nie oznacza automatycznie, że respirator będzie.

O Elwecie słyszałam różne rzeczy, z tego co pamiętam zarówno dobre, jak i złe, ale to było lata temu, dziś mogą być nieaktualne.

ania80 pisze:miała stały dostęp do dobrze zbilansowanej karmy i świeżej wody

Z tego wnioskuję, że jadła tylko suchą karmę. To duży błąd. Sucha karma powinna być jedynie dodatkiem do mokrej diety, a najlepiej jest z niej całkowicie zrezygnować.
Co to była za karma? Bo "dobrze zbilansowana" nic nie mówi.
Wychodząc zaś z tego cytatu przejdę do tych:
ania80 pisze:Oprócz kamieni struwitowych w nerkach

Struwity zasadniczo wytrącają się w pęcherzu. W nerkach raczej odkładają się oksalaty. Jeśli miałaś na myśli struwity w pęcherzu, to weterynarz nie miał powodu, aby być zaalarmowanym tym komunikatem:
ania80 pisze:Normalnie jadła, piła duże ilości wody (na co zwracałam uwagę weta, informując, że kotka miała w przeszłości kamienie struwitowe)

Jeśli struwitowiec dużo pije, to lepiej dla niego. A koty jedzące samą suchą karmę mogą odczuwać duże pragnienie.


ania80 pisze:z drugiej strony, kto ma czas o godz.0.30 w nocy, z kotem w stanie prawie agonalnym szukać informacji w necie.

Jeśli od początku leczyłaś kotkę w tej samej przychodni, to czas na poszukanie był. Staram się zrozumieć, że nie rzucało się w oczy, iż lekarze kotką dobrze się nie zajmują, co jednak nie zmienia faktu, że czas na poszukanie był.
Obrazek*Obrazek*Obrazek*

Stomachari

 
Posty: 10637
Od: Sob kwi 16, 2016 21:29
Lokalizacja: Nieopodal Sochaczewa.

Post » Czw lut 28, 2019 22:09 Re: Poszukuję właściciela

Niestety, "wrogów" kotki miałam we własnym mieszkaniu. Jeśli chodzi o karmę, to najpierw miała royal canin urinary, potem przerzuciłam ją na purinę, bo royala już jeść nie chciała. Miała także mokrą karmę w saszetkach, a także gotowałam jej własnoręcznie mięso (drób) z marchewką i lekko ciepłe podawałam. W ostatnim czasie kotka w ogóle nie chciała jeść suchej karmy, była wyłącznie na mokrej. Zdarzało się, że w ciągu dnia domagała się trzech - czterech saszetek. A rzucała się na jedzenie, jakby od tygodnia nic w pyszczku nie miała. Zdjęcia kotki wysłałam do galerii prywatnej na tej stronie, może wkrótce się ukażą. Kotka nazywa się Niunia.

ania80

 
Posty: 5
Od: Pon lut 25, 2019 20:28

Post » Czw lut 28, 2019 23:16 Re: Poszukuję właściciela

Cztery saszetki po 100 g karmy fatalnej jakości (bo Purina i Royal to pasze dla kur a nie karma dla kotów) dziennie to wcale nie jest bardzo dużo. Ta kotka była ciągle głodna i nie ma w tym nic dziwnego.
Mięso gotowane nie jest dla kotów dostatecznie wartościowe. Należy podawać mięso surowe. Najlepiej po przemrożeniu.
Chyba że to była dieta dla trzustkowca, ale o tym nic nie pisałaś.

A teraz coś bardzo ważnego, rada na przyszłość: jeśli nie wszyscy domownicy zgadzają się na zwierzę (psa, kota, gryzonia, jakiekolwiek inne), to zazwyczaj najlepiej jest powstrzymać się od nabywania zwierzaka. A już na pewno, jeśli są jakieś groźby. Czyli w przypadku znalezienia kota lepiej poszukać mu innego domu, jeśli nie można się wyprowadzić od ludzi, którzy są gotowi zwierzę otruć.
Obrazek*Obrazek*Obrazek*

Stomachari

 
Posty: 10637
Od: Sob kwi 16, 2016 21:29
Lokalizacja: Nieopodal Sochaczewa.




Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 52 gości