Re: OTW19-zawsze mogło by być lepiej...
Napisane: Śro lip 10, 2019 8:28
Mimo, że jak zwykle u nas prawie pusto, napiszę.
Sobota.
5,30 rano. Podblokowe już nakarmione. Tylko sprzątanie mnie czeka gdy wracać będę. Ew jakaś dokładka jeszcze padnie. Czasem mają smaka.
Kotłowniane właśnie jedzą. Klęczę na odrobinie torebki wypinajac kuper w dżinsowej kiecy. Dlaczego na torebce? By mi się kamyki i piasek nie wbijały w kolana gołe. Trudno doszorować. I długo czerowne są. Nie pytajcie dlaczego w krótkiej kiecy wyszłam. Może chciałam dla futer atrakcyjnie wyglądać? One nie zganią mnie za kolumny udowe i upasłę kostki.
Łeb pod auta pcham by Czekolada wypatrzeć. On tak się chowa. W półmroku zlewa się swym kolorem z cieniem pod samochodem panującym. Mało kiedy pokazuje się mi. Królewicz czeka aż sama go namierzę.
Nie ma go. No, nie ma. Ale z doświadczenia wiem, że pupa winna się ustawić z innej strony. Światło pada inaczej wtedy oczki zaświecą. Czy ogonek zobaczę.
Jest! Schował się za oponę i znikł. Skleił się kolorem. Szykuję tackę. Drobnica w sosie wh. Paszteciki. Jedną z rybą. Drugą z wołowiną i sosem aloesowym. Musi capić. Tabletki antybiotyku upycham. Podsuwam pod nos. Wstaję, odchodzę i czekam. Czekam. Czekam. Szlag mnie trafia. Facet wolno myśli. Zanim podjemie decyzję zasmakowania to dużo czasu upływa. Uff, nareszcie głową ruszył. Wącha dania. Zaczyna od wh. Je tak pomalutku, że aż zęby bolą od patrzenia. Miają minuty.
Idzie pan , z którym co rano się widzimy. Właściciel aucicha pod którym szamie Czekolad. Może na zakupy? Sobota wszak. Ale nie, zmierza ku drzwiom.
Proszę by chwilkę poczekał już zabieram żarcie. Pan przygląda się, zauważa kota i ...
Spokojnie, ja poczekam. Niech zje spokojnie
Więc stoimy i gadamy. O kotach. O ludziach. Wypytuje kto i czy ktoś jakoś nam, karmicielom pomaga.
Czas mija, mija.
Czekolad je i je i je. Nigdzie się nie spieszy.
Za plecami słyszymy szuranie i głos pełen pretensji
Miałeś podjechać pod blok!
Odwracam się. Żona o kulach telepie się. Stopa w opatrunkach.
Rozumiem, że miał podjechać w inną uliczkę by miała bliżej do auta. Czekała, czekała i nie wytrzymała.
Mąż macha ręką w kierunku pojazdu
Kot je.
Aaaa, to niech zje, postoję
Kobieta zerknęła na futerko.
Aaa to ten biedak.
Widze go czasem przez okno
Stoimy, gadamy. O jej wypadku, o życiu, o kotach, o tym kto i czy nam pomaga... O tym jak ten biedak unika łapki. Jak okrutnie się boi ludzi. Jak nam przybywa kotów bo "ci dobrzy" miast do lasu wyrzucją je w kotłowni.
Czekolad skończył. Podziękowałam. Bardzo, bardzo.
Wracając myślałam o Nich.
Bardzo, bardzo się wzruszyłam.
Sobota.
5,30 rano. Podblokowe już nakarmione. Tylko sprzątanie mnie czeka gdy wracać będę. Ew jakaś dokładka jeszcze padnie. Czasem mają smaka.
Kotłowniane właśnie jedzą. Klęczę na odrobinie torebki wypinajac kuper w dżinsowej kiecy. Dlaczego na torebce? By mi się kamyki i piasek nie wbijały w kolana gołe. Trudno doszorować. I długo czerowne są. Nie pytajcie dlaczego w krótkiej kiecy wyszłam. Może chciałam dla futer atrakcyjnie wyglądać? One nie zganią mnie za kolumny udowe i upasłę kostki.
Łeb pod auta pcham by Czekolada wypatrzeć. On tak się chowa. W półmroku zlewa się swym kolorem z cieniem pod samochodem panującym. Mało kiedy pokazuje się mi. Królewicz czeka aż sama go namierzę.
Nie ma go. No, nie ma. Ale z doświadczenia wiem, że pupa winna się ustawić z innej strony. Światło pada inaczej wtedy oczki zaświecą. Czy ogonek zobaczę.
Jest! Schował się za oponę i znikł. Skleił się kolorem. Szykuję tackę. Drobnica w sosie wh. Paszteciki. Jedną z rybą. Drugą z wołowiną i sosem aloesowym. Musi capić. Tabletki antybiotyku upycham. Podsuwam pod nos. Wstaję, odchodzę i czekam. Czekam. Czekam. Szlag mnie trafia. Facet wolno myśli. Zanim podjemie decyzję zasmakowania to dużo czasu upływa. Uff, nareszcie głową ruszył. Wącha dania. Zaczyna od wh. Je tak pomalutku, że aż zęby bolą od patrzenia. Miają minuty.
Idzie pan , z którym co rano się widzimy. Właściciel aucicha pod którym szamie Czekolad. Może na zakupy? Sobota wszak. Ale nie, zmierza ku drzwiom.
Proszę by chwilkę poczekał już zabieram żarcie. Pan przygląda się, zauważa kota i ...
Spokojnie, ja poczekam. Niech zje spokojnie
Więc stoimy i gadamy. O kotach. O ludziach. Wypytuje kto i czy ktoś jakoś nam, karmicielom pomaga.
Czas mija, mija.
Czekolad je i je i je. Nigdzie się nie spieszy.
Za plecami słyszymy szuranie i głos pełen pretensji
Miałeś podjechać pod blok!
Odwracam się. Żona o kulach telepie się. Stopa w opatrunkach.
Rozumiem, że miał podjechać w inną uliczkę by miała bliżej do auta. Czekała, czekała i nie wytrzymała.
Mąż macha ręką w kierunku pojazdu
Kot je.
Aaaa, to niech zje, postoję
Kobieta zerknęła na futerko.
Aaa to ten biedak.
Widze go czasem przez okno
Stoimy, gadamy. O jej wypadku, o życiu, o kotach, o tym kto i czy nam pomaga... O tym jak ten biedak unika łapki. Jak okrutnie się boi ludzi. Jak nam przybywa kotów bo "ci dobrzy" miast do lasu wyrzucją je w kotłowni.
Czekolad skończył. Podziękowałam. Bardzo, bardzo.
Wracając myślałam o Nich.
Bardzo, bardzo się wzruszyłam.