Szisiaj tylko Mamuśka byłą głodna. Gołębie spragnione przy kotłowni to latałam do odległej pompy by ją nadoić. Znaczy się wody nalać w walający się luzem pojemnik. Szylka była ale nie raczyła przyjść na żarcie. Nowy czarno-biały mignął mi z dala. Cały czas uświniony jest. Szukał może żarcia pod marketem. A tam pustki. Poleciał na kotłownię. Reszta zapadła się w niebyt.
Wczoraj zamiast wątróbki drobiowej dostałam wieprzową. Spacer z "reklamacją" był. Janusza. On kupił i na naklejki nie zerknął. Zabiję go za te cholerne oświadczenia " nie miałem okularów". O dziwo kurzęca nawet późno jeszzce była wiec przyniósł.
Zapodałam sobie bunt na gotowanie. Skoro jest jeszcze zupa drugiej nie będzie. Nie smakuje? To
se ugotujta. Nikt nie śmie mi w oczy zerknąć i powiedzieć, że jakoś mniej im wchodzi kalafiorowa.
Odgrzewana z dnia na dzień niedługo osiągnie formę zapiekanki
Wtedy tylko ser żółty, keczup i będzie gorące drugie na niedzielę.
Niestety, mamy i choroby . Sekutnica zwana Kićką, Niunia, Diablicą...wczoraj była za spokojna. Nawet sobie dała włożyż termometr.
Prawie 40 na nim dała odpowiedź. Cekinkowi się udało (puk...puk...) to miałam nadzieję ,że i z nią się uda. Ale mała swoje jednak przeszła. Podwórko, Koteria z zabiegiem, choroba, my, grzybek... Telefon do przyjaciela
, Unidox... Wyjęłam też Fosprenil. Nawet się zastanawiałam czy dobrze zrobiłam kupując nowe fiolki. Wszak nie palnuję nowych kotów. Szczególnie małych. I proszę, kujemy się. Przynajmniej pierwszy dało radę dać. Zobaczymy jak z resztą.
Kciuki się uprasza dla niej i dla Ulisia.
Cekinek drugi raz zaszczepiony. Oby niczego nie złapał. Osłabiony może być po tym. Choć dobrze się czuje. Drze ryja jak zawodowy śpiewak. Skacze na drzwi. Wybrzydza w żarciu.