MalgWroclaw pisze:Wszyscy wiedzą, że dostajemy na tę opiekę i to z naddatkiem. Kiedyś znajoma mi mówiła, że jej córka wzięła na tymczas kotkę, mieszkały razem w Łodzi i córce lepiej się powodziło, bo miała z tego tymczasowania też dla swojego kota.
Tak że ten. Wiadomo
Ano!
Nie raz pisałam, że co niektórzy dziwią się ,że pracujemy. Wszak tyle diengów dostajemy ,że nie musimy!
A ja głupia wczoraj się zastanawiałam czy suche czy mokre (min dla dzików) zakupić bo na oba nie mam teraz. Zamiast siegnąć do worka bez dna od darczyńców.
Kocurka nie widać. Ale z nocy w każdym miejscu wszystko zjedzone. Martwi mnie kropa. Odskoczyłą od jedzenia. Niby nic ale ja już zęby widzę. Człek stoi, czeka by michy sprzątnąć i analizuje ich zachowanie. A ta to dziwnie głowę przekręca, z paszczy po prawo jej wypada, trzepie nogami jak chodzi, zerwała się i pobiegła (biegnę za nią by sprawdzić co zacz a ona...siusiu kucłą zrobić ), dziś nie zjadła ulubionej saszetki, kręci nosem na kochanego pasztecika, siedzi i udaje nieobecnego, gadał zawsze a nie gada, nie może polecieć w górę cholera ... A nie to gołąb sorki.
Szlaczki w oczach się robią.
Brak Janusza po południu to cała logistyka. Szykuję dwie torby. Osiedle i las. Osiedle idzie ze mną. Las trafia do piwnicy. Czemu? Bym nie musiała drałować po pracy na górę i z góry po 4 piętrach. Czasu i zdrowia brak. Wracam, karmię odiedlaki, zamieniam pakunki w piwnicy, pompuję wodę do wiaderka i uzupełniam gar dla ptaków trawnicznych, zabieram pełne wiaderko w leśne ostępy by tam też dolać. Objechana przez czekające tam futra karmię płaszcząc się przeprosinami. Wracam. zabieram z piwnicy pozostałe rzeczy i jak ta obojuczona oślica telepię się na 4 pięterko. I miast paść na co mam ochotę, powtarzam czynności tylko w domowych warunkach. No prawie wszystkie. Wiaderko zostaje na dole. Kuwet w ostępach pod chmurką nie ma i omieśc żwirku też nie trzeba w plenerze.