O samotności będzie. I wszem obecnym smutku. Takie sobie przemyślenia niedzielne.
Tyle smutku jest na świecie. Czasem nie wiadomo jak z nim sobie poradzić. Jak pomóc poradzić sobie z nim innym.
Pani Teresie umarła córka Iwonka. Pisałam już o tym. Bardzo, ale to bardzo przeżyła tą śmierć. Wychudła, wycofała się, mało ją widuję... Ale któregoś dnia czekała na mnie. Ja wiem, że czekała. Choć ona widząc mnie zawsze z zaskoczeniem mówi
o pani Asia . To nic , że z dala widzę jak kreci się i pilnuje obu wylotów chodnika. Przy okazji zerkając na kotłowniane płoty.
A więc czekała. Zaczęła o kotach, potem o mężu, synu i o Iwonie opowiadać. Sprawia jej to widać ulgę mówienie o córce. Nie odzywam się bo nie o to chodzi bym uskuteczniała jakieś gadki. Chodzi tylko o to, bym wysłuchała. By ktoś chciał słuchać historii o córce. Od słowa do słowa "pochwaliła" się ,że w niedzielę jest msza za duszę jej dziecka. Że będą znajomi, rodzina, przyjaciele zmarłej. Jakże się ucieszyła, gdy spytałam czy ja mogę też przyjść. Wyściskała mnie, popłakała się i poszłyśmy obchód robić.
Niedziela... Niedziela zaczęła się wcześnie dla mnie. By wyrobić się na karmienie wcześniej przed wędrówkami ludów. Ranek przywitał mnie wiszącymi chmurami. Ciemnymi i gęstymi. Mimo szarości świat był radosny i głośny. Tabuny drobnicy ptasiej, co obsiadły drzewa, tak bardzo darły dzioby ,że w uszach dzwoniło. Nagie gałęzie były oklejone pierzastymi baziami. Pięknie to wyglądało na tle niskiego, ciemnego nieba. Jak mocne mają głosy, ile sił i witalności w malunich ciałkach jest...Zawsze mnie to dziwi. I zawsze zachwyca.
Potem przyjechała Małgosia. Dzięki za zrozumienie,żem wyjść musiała!
Potem ja wyszykowałam się na mszę. Oczywiście , jako gapa znana na okolicę, do ostatniej chwili zastanawiałam się czy do dobrego kościoła idę. Tym bardziej zaczęłam panikować ,że Pani Teresy nie widziałam w środku. Jednak stojąca fotka Jej córki uspokoiła mnie. Panią Teresę zobaczyłam dopiero podczas komunii. Stała w szeregu czekających ludzi. Zgarbiona, z odrostami, chuda. Taka mała i taka samotna. Żal przytłaczał jej ramiona ku dołowi. Ciągnął nogi ku ziemi. Gdy odwróciła się by pójść na miejsce, ukazała się szara, zalana łzami twarz. Szła sama odprowadzana ciekawskimi oczami ludzi. Zawsze mnie denerwuje to ,że podczas tak doniosłej chwili jak uczestnictwo w mszy, ludziska mają czas i bezczelność rozglądać się, komentować, ciągle zwracać uwagę na to co się dzieje. Obok, a nie na ołtarzu.
Widząc jej rozpacz aż mnie w środku ścisnęło. Był syn, synowa, zieć...nie miałam odwagi wyjść z ławki i iść za nią. Do niej. Przytulić. Być po prostu obok. Żałuję ,że tego nie zrobiłam. Bardzo. Nie wolno się wahać w takich chwilach. Ja to zrobiłam. Czas stracony.
Mogłam tylko wychodząc objać ją. Siedziała w dalszych rzędach. Sama. Mogłam tylko zapalić światełko dla Iwony. Pomodlić się o siłę dla Matki, co ma teraz życie przed sobą z bólem. Gdzie w ciszy domu samotnie będzie opłakiwać swoje dziecko.
I pójść do domu. Świat rozświetlił się słońcem. Odbijało się w delikatnej zieleni pąków. W skrzydłach ptaków krążących po niebie. W... skrzydełkach delikatnego motylka! Co obudzony zwodniczym ciepłem wyleciał, by napawać się blaskiem. Cytrynek. Złocisty jak światło ku któremu rozwarł skrzydła. Stałam i patrzyłam. Aż mnie się smutno zrobiło ogromnie. Coś ty zrobił biedaku? Po coś się wyrywał? Za chwilkę chłód pokryje ziemię. Słońce zjadzie szybciusio. Nie ma kwiatów gdzie mógłbyś odpocząć. Pożywić się ich słodkim nektarem. Nie ma liści rozwartych co okryją ciebie. Dadzą posiedzieć. Nie ma kropel ciepłej rosy, która napoi. Niczego nie ma. Wyrwałeś się za wcześnie. Godziny życia spędzisz samotnie. I odejdziesz też samotnie. Nie doczekawszy cudów jakie dopiero nastaną. Kuląc swe cudne, słoneczne skrzydła do malusieńkiego ciałka, by choć odrobinę ciepła zachować... odejdziesz...Umrzesz.
Jaki popaprany ten świat. Wszędzie można spotkać samotność. Rozstanie. Ból odejścia. To takie niesprawiedliwe.