Pesiu ma się dobrze. Mam nadzieję ,że tak zostanie. Tak będzie. Zawsze ale to zawsze jestem niespokojna jeszcze długo po adopcji. Właściwie to nigdy nie mam takiej pewności w środku. Więc każdy mail, telefon czy sms powoduje zatrzymanie bicia serca. Jak mam wyjątkowo zły dzionek to maila nawet nie otwieram. Zwyczajnie mając super stracha. Jakby nie czytanie coś zmieniało.
Typowe strusie postępowanie.
Jestem zmęczona. Ile razy ja to już pisałam. Aż mnie samej jest niedobrze
Wczoraj późno z Milą i Rudolfem od weta wróciliśmy. Strasznie ale to strasznie Mila mnie martwi. Jej badania nie odpowiadają jej stanowi.
Jeszcze pobiegłam nakarmić dziki. Jeszcze trzepłam awanturkę o wyższości czegoś tam nad czymś. Nerwy, stres, brak wolnego czasu powoduje ,że byle głupota wyprowadza z równowagi.
Położyłam się wcześniej. Teoretycznie. Bo zakuciu i zakropieniu malców. Już nie współpracują z nami. Dwie osoby to mało by im oczy zapuścić. O zastrzykach nie wspomnę. Stają się wijącymi gadami o dziesiątkach pazurów, łap i ryku smoka. Szczególnie chłopczyk ma w tej dziedzinie zdolności.
Koło 2 w nocy zaczęły budzić mnie różne odgłosy. O 3 huk i dźwięk zbitego szkła mnie całkiem obudził. Miałam nie podnosić się. A niech tam leży co się rozkruszyło. Ale podniosłam się. W towarzystwie radosnych futer pobieżałam do kuchni. Jak zwykle na bosaka. Dobrze, że bezmyślnie nie wlazłam. A w kuchni kipisz. Wszystko co stało na blatach zostalo przestawione. Butelki z wodą rozturlane. Chusteczki zużyte do celów innych. Bób mężowski rozwleczony. Ręcznik rozkrecony. A na nim śpiąca Agrafka. A na środku podłogi zbita pieprzniczka sobie leżała. Solidna, gruba. Byłą taka. Teraz zbiór skorupek i rozsypanej przyprawy. Wśród tego pobojowiska radośnie sterczał... Cekinek. Zajmując się szczotką do wyczesywania. Zęby sobie o nią drapał. Ostatnio ma takie zapędy rozpirzowe.
Paniusia sprzątająca tak rano to doskonały obiekt do rozrywki. Polowanie na turlające się skorupy, leżącą zmiotkę... było przednią zabawą. Widownia też siedziała kontrolując każdy ruch. Potem jeszcze Tami rzyg rzuciła. I tu, i tutaj i tam. Potem Agrafka wyskoczyła z kuwetki roznosząc goowniane resztki. Ta to zawsze w swoje włazi. Gdy kończyłam sprzątać dusza ma klęła niewybrednie. Cicho jeszcze. Cekinowi cicho już się nie dostało gdy ponownie zabrał się za turlanie napojów. Umęczone me ciałko cieszyło się, że jeszcze godzinkę "pośpię". Ale rozbudzone i padnięte towarzystwo stało się głodne. Ryja darł Uliś. A on potrafi dać głos. Stawiła się i reszta ledwo stojąca na łapeczkach. Nawet Milunia patrzyła na mnie zza roga. To ona mnie złamała. Ominęłam wzrokiem zegarek.Otworzyłąm puszkę. Rozłożyłam na michy. Rozniosłam pod nosy. Dałam awanturującym się dzieciakom. Ubrałam się, zapakowałam plecak ... poszłam karmić dziki. Wzięłam jeszcze łapkę. Czasu było dość. Może akurtanie. Ale akuratnie Czekolad nie stawił się. Dopiero gdy wracałam już pędząca zaciumciał spod auta. Szybko mu dałam żarło, bez rozstawiania sprzętu. Po prostu bym się nie wyrobiła już. Dostał antybiotyk. Zjadł. Choć marnie mu to szło. Wystraszył się osy i zrezygnował na dobre. Znikł mi gdzieś pod autami.
Do domu wróciłam umordowana i zła. Z niczym.
Dzień dopiero się zaczął. Jeszcze krople dzieciom. Jeszcze kuje w ich małe doopki. Jeszcze popędzę córkę ,że za długo siedzi w łazience.
Dzień jak co dzień.