aga66 pisze:Czyli Precelek już ok?
Nie piszę o małym bo strach się cieszyć. Obserwuję i mam nadzieję. Wczoraj po raz pierwszy od tygodni bawił się. Do tej pory leżał a jego aktywnosć to wodzenie oczami było. Tak radośnie jak kociak potrafi się bawić tak on "szalał". Szybko się męczył. Odpoczywał, ogarniał się i znowu leciał do Cekina. Patrząc na to łykałam łzy ze szczęścia i wzruszenia. Tak nie wiele mi potrzeba by cieszyć się.
Nadal oczka ma załzawione. I nie ma apetytu. Je tyle co pół łyżeczki od herbaty. Ale stawia się w kuchni gdy coś szykuję. Dokarmiam go Convą ze strzkawki. Ale tylko 5 ml wejdzie. Czasem druga się zmieści. Więc bawię się i szykuję, szykuję... Zawsze świeże i ciepłe. Jak ma dość to tak śmiesznie jojczy. Ale łyka.
Dzięki wielkie za każdą saszetkę jaką małe/mały od Was dostał. Za każdą pomoc.
Precuś podchodzi do chrupek. Coś tam skubie. Dosłownie pojedyncze ziarenka. Zainteresował się też wodą. Sam już pije. Ale najbardziej cieszy mnie to ,że w fontannie strumyczek wodospadu okazał się być najfajniejszy. Wpierw go nie interesował. Teraz trzepie w nim łapkami z lubością.
Są reakcje na nas. Przychodzi tulić się. Drobi na sztywnych nóżkach, bodzie w brodę i nos, wpycha w dłoń główkę. Lubi jak jest tubka zrobiona i może wcisnąć tam swój nosek. Mruczy. Układa się na kolanach. Na nas. zasypia.
Znalazłam go w słoneczne popołudnie na oknie w kuchni. Więc wskakuje na blat kuchenny. Ma siłę. Był wiatr ale głęboka wnęka chroni przed nim. Grzało słoneczko. Z takim zainteresowaniem zerkał na świat z góry. Przyroda dopisała podsyłając mu muszki, rzesze ptaków, listki fruwające... To zainteresowanie i ciekawość w oczkach cieszą. Nie są już takie puste.
Przytył dyszkę. Sierść jest ładniejsza. Urósł. Makaronik się zrobił. Przepuklinka zwiększyła się. Tak mi się wydaje.
Doba minęła od jego ożywienia. To mało. Jest na antybiotykach cały czas . Leki "na wszelki wypadek" są w domu.
Zylexis zapodam we wtorek. Musi minąć 14 dni od surowicy. Kupiłam nowy. Dlaczego? Mam w domu ale podwójną porcję- dla obu Pieczywek przeznaczona była. Żal zmarnować jedną.
Jutro mija dwa tygodnie od śmierci Pierniczka. Długie strasznie dwa tygodnie. Od tego momentu zaczęłam liczyć czas karencji. Reszta trzyma się. Odpukać, by nie zapeszyć. Choć są luźniejsze stolce. Wymioty. Kaszel i dławienie. Lekka opieszałość i ospałość.
Dziki obsługuję w rękawiczkach. Zmieniam buty i ciuchy. Piorę, myję, szoruję, gotuję... Odpuściłam porządki w budkach dzikunków i na terenie. Boję się.
Jeszcze jutro. Jutro...