Bardzo dziękujemy Maryli i Krzysiowi za pakę saszetek i puszki
Szkoda, że nie mogłyśmy dłużej pogadać.
Bardzo dziękujemy za wpłatę jaką wczoraj znalazłam na koncie.
Nawet nie wiecie ile takie wsparcie dla nas znaczy
A teraz o Szabuniu. I jego Dużych. Joasi i Konradzie. Wczoraj nie bardzo miałam kiedy rozpisywać się. A warto o nich wspomnieć. Nawet trzeba!
Państwo mieli dwie kociczki. Z "odzysku". Jedna, po długiej i zaciekłej ich walce, odeszła. Nie szczędzili miłości, czasu, forsy. Ale nie udało się. Została samotna siostra. Po konsultacjach z behawiorystą zdecydowali się na adopcję. Szabunia wypatrzyła Pani Joasia. Miała w młodości "takiego" kota i od razu zapadła decyzja
tylko ten. Zrobią wszystko by dobrze było. Pan Konrad zadzwonił. Długo żeśmy rozmawiali. Szabuś raczej był planowany na jedynaka. Nie brałam pod uwagę domu z drugim kotem. Ale po rozmowie z nim zaczęłam się wahać. Bardzo rozsądnie mówił. Oni się już przygotowali mentalnie do zmian w swoim domu. Dzięki kontaktom z behawiorystą, zdawano sobie sprawę ,że należy koty izolować. Wiedzieli o podstawach. O tym, że to może trwać. Że nie musi być łatwo i szybko. A trzeba robić kroczek po kroczku. Zapadła decyzja o wizycie przed adopcyjnej. Małgosia pojechała. Okazało się ,że to prze fajny dom, świadomy, zabezpieczony, czekający na kota z utęsknieniem. Obie strony zadecydowały, że zaryzykujemy. Ich przyjazd do nas potwierdził wrażenie jaki miałam przez telefon. Obejrzałam fotki kota podobnego do Szabunia. Wysłuchałam historii walki o koteczkę. Przyszły wszystkie koty. No, prawie. Bo Rudolf jak zwykle był nie widoczny. Szabo przywitał ich jak swoich. Podpisaliśmy umowę. Zapakowałam przystojniaka. Pojechali. A nam zostało drżenie serca i niepokój przy każdym dryndnięciu telefonu. Szabo, o dziwo, od razu się u siebie odnalazł. Pokochał ludzi, otworzył się, szukał kontaktu z koleżanką. Kocica miała inne zdanie. Mimo wychowania z drugim futrzakiem nie chciała zawrzeć bliższej znajomości z nowym facetem. ważne, że oba futrzaki jadły, piły i kuwetkowały. Były konsultacje z behawiorystą. Był Feliway w kontakcie. Siatki w drzwiach i takie tam. Osiągnięciem była informacja, że rezydentka dopuszcza Szabo na metr od siebie. Znowu behawiorysta. I za jakiż czas fotka z wiadomością, że "jest coraz lepiej". Wtedy podzieliłam się z Wami tym, że Szabuś poszedł na swoje. Długo to trwało. I jeszcze trwać będzie. Powolutku. Bez popędzania futerek. Duzi swoje chęci trzymali na wodzy ściśle trzymając się rad behawiorysty. Zakładali od razu, że cała "sprawa" zajmie im co najmniej dwa miesiące. I godzili się z tym. Bardzo im zależało by Szabo był u nich. Ale by ich kotka zaakceptowała go. Nie poszli na skróty. Nie olali moich i nie moich truć. Zdawali sobie sprawę, że koty nie muszą się kochać. Ale mogą żyć obok siebie w pełnej akceptacji. Choć marzeniem ich jest by byłą przyjaźń. Sami byli zaskoczeni tym, że ich ulubienica jest taka oporna. Bo nasz facet szybcusio był gotowy do pełnej aklimatyzacji.
To jeszcze nie koniec. Ale mam nadzieję, że koniec końca. Kciuki i dobre myśli są upraszane.
Szabuś, po miesiącach oczekiwania, trafił na wspaniałych ludzi. Młodych, odpowiedzialnych. Pan Konrad dzwoniąc, już miał argumenty naszykowane. Przeczytał dokładnie ogłoszenie. Wiedział, dzięki radom behawiorysty, co ma mówić. Z czym może się mierzyć. Pani Joasia trafiła na ogłoszenie akurat odnawianego Szabo. Dobre wspomnienia od razu zadziałały. Mimo ,że nie brałam pod uwagę "takiego" domu przekonałam się. Wizyta PA i opowieści/wnioski Małgosi swoje też zrobiły. Dziękuję.
Szabo to przykład świadomej adopcji ludzi, co już na początku drogi, szukają pomocy i rad, jak dobrze wprowadzić kota do domu. Nie idą na skróty.
Ma wielką nadzieję, że NIC się nie wydarzy po tzw po drodze.