Staram się nie narzekać, bo co to da, lepiej, żeby na wątku było wesoło, prawda? Dramatów u mnie nie ma, co nie znaczy, że jest łatwo. Nie jest. Od jakiegoś czasu biegam do weta, zostawiam tam sporo pieniędzy na coś, co jest takie oczywiste, czyli odrobaczenie, szczepienie, testy. No, Motka zachorowała, ale też nie jakoś poważnie, Pusia wymagała golenia, wszystko się nawarstwiło. Do weta mam daleko, w upał nawet kilka kilogramów w torbie transportowej jest dużym ciężarem, zwłaszcza, że zaraz potem trzeba wsiadać na rower i pedałować do bezdomniaków. Czas mam wyliczony do 15 minut, bo inaczej się nie wyrobię. Zmęczenie fizyczne to jedno, ale dochodzą też zmartwienia, bo i karma się kończy, bo żwirku ubywa, skąd na to wszystko brać? Wiele lat ciężko naprawdę pracowałam, aby "posprzątać " moje osiedle i hutę, w naiwności sądząc, że będzie spokój. Na moim osiedlu od dawna nie ma już bezdomniaków, huta też jakoś ogarnięta, a ja mam coraz więcej kotów