Krociutko bo padam na pysk.
Wszędzie komplety. U Lei tylko siuski.
Z Leą walczyłam długo żeby zjadła leki w gourmecie. Z godzinę chyba. Nie. Miziaj mnie miziaj, nie mam ochoty jeść. Zlizala zylkene w odrobinie tego gourmeta, ale tabletki omijala. W końcu się poddałam, trudno, zmarnowalam jeden encortolon i jedną połówkę unidoxu oraz jednego kalmveta. Zapakowalam nową dawkę w paluszki vitakraft i weszło chętnie. Ranę pozwoliła sobie opatrzyc bez problemu, posmarowac, spsikac i posypać. No i miziankom nie było końca. Nie mogłam od niej wyjść, tak się uczepila, objęła mi nogę łapką i zasnęła mruczac
Wymienilam jej kuwete pod oknem bo była koszmarnie brudna, wymyta jest w łazience.
Stachu wyprysnal mi na ogólny, był tam 5 sekund i już zdążył osyczec i zostać osyczany przez Wiedźmę. Dostał feringe na spółkę z Tola.
Tolcia się pomiziala, zjadła saszetke feringi, na wyjściu dorzucilam jej pół puszki jeszcze.
Kubanka miała zjedzone mokre i sporo suchego jak mniemam. Dostala finefooda (niechetnie), dosypalam exigenta. Capnela mnie bo nie pozwoliłam wyjść z klatki. Nie mocno, raczej ostrzegawczo.
Ogólny ok, wszyscy dostali co mieli dostać, nie psiknelam rany Lukasa bo zapomnialam, nie ma nic na tablicy i teraz sobie przypomnialam, że miałam psiknac..
Aha. I nie zlokalizowalam dziś Kuby, też dopiero jak jechalam do domu przyszło mi do głowy, że wszystkie koty dziś poglaskalam oprócz Ptysia i Sprita, a Kuby nie było...