W Stalowej Woli jest fundacja Kocia Wyspa. Oni nie zajmują się dzikimi kotami, zresztą nie wiem skąd mają koty, bo ludzie twierdzą, że zawsze odmawiają pomocy. Nie wiem, ja ich nie potrzebuję i nie mam z nimi do czynienia. Wszystkie osiem kotów znajomej, która przygarnęła Pelasię i Klarę, ich mamę i kilka innych miały trafić do Kociej Wyspy. Nie trafiły. Miały być przez nich szczepione i sterylizowane. Nie były, odmówiono jej pomimo wcześniejszych obietnic i znajoma zrobiła to na własny koszt. Ma teraz sześć kotów. Jest psie przytulisko Psia Przystań, mają tam kilkanaście chyba psów i nie biorą już żadnych. Ogłaszają na swojej stronie jakieś błąkające się i czasem odnajduje się właściciel. UM ma podpisaną umowę z jakimś schroniskiem, ale lepiej żeby pies był bezdomny niż tam trafił, bo to straszne ponoć miejsce. Długo by pisać.
Pod hutą byłam i chce mi się wyć. Lasek już wykarczowany
Czakiego zobaczyłam jak biegał sobie swobodnie.
Brama zamknięta, nikogo tam nie ma, ale jest dziura w płocie. Czaki był głodny, wbiegł na podwórko (?) i od razu do miski. Była pusta, dałam mu 400g puszkę, którą zjadł łapczywie. Czaki nie ma ogona
Wypadek? Jakiś zwyrodnialec go tak urządził? Choroba?
Podejrzewam, że brak kotów to sprawka Czakiego. Jego nie winię, to instynkt. Powinien być zamknięty. Kiedyś ten jego opiekun się doigra. Nie zgłoszę tego na policję, bo Czaki pójdzie na łańcuch, albo do schroniska. Kotom życia już nie wrócę, a pies zostanie skrzywdzony. Opiekun doigra się, bo tam mnóstwo ludzi chodzi na spacery, do ambulatorium, a niektórzy boją się psów. Tylko znowu zapłaci za to pies.
Przejeżdżałam przez park miejski, była tam inscenizacja walk partyzanckich. Huk wystrzałów, aż w uszach świdrowało, a tam pełno ludzi z psami. Ręce opadają
Mam dość.