Niedawno wróciłam spod huty. Była Jadzia, biegła jak dawniej przy rowerze
Dostała naprawdę solidną porcję kurzych serc i wszystko zjadła do spodu. Dałam jej jeszcze tackę Kitty z dziczyzną, taki pasztet, aż miło było patrzeć jak jadła
Agata, dziękuję bardzo w imieniu Jadzi, to była tacka od Ciebie
Alibaba był, ale dzisiaj nie dał rady zjeść wszystkiego, tylko serca zjadł do ostatniego kawałeczka. Kiedy go karmiłam zaczepiła mnie młoda, bardzo ładna dziewczyna. Była rowerem. Jak się okazało pomaga stalowowolskiej fundacji, ale ja akurat do tej fundacji nie mam zaufania, to tak na marginesie. Zaproponowała mi, że będzie podkarmiać te koty. Nie chciałam być niemiła, nic na to nie odpowiedziałam, bo i ja i koty niezbyt dobrze jak dotąd wychodziłyśmy na różnych spółkach. Wolę to robić sama, wiem, co kotom daję do jedzenia, są do mnie przyzwyczajone, niech tak pozostanie. Bardzo miła dziewczyna, naprawdę. W trakcie naszej rozmowy przeszedł obok nas Alibaba. Dziewczyna minę miała super. Powiedziała, że w życiu nie uwierzyłaby, że to bezdomny kot. Duży, z lśniącą, czarną jak heban sierścią i pięknymi oczami. Jadzi nie widziała, ale ona nie wygląda tak ładnie
Nie jest już młodziutka i jest po traumatycznych przejściach, bardzo ją jednak kocham. Czarnego płochliwego nie było, ale jedzenie zostawiłam w stałym miejscu, może się pojawi. Czakiego widziałam, wołałam, ale on nie podejdzie, jeśli ktoś jest na terenie tego...hm..zakładu