MalgWroclaw pisze:Kup zupę w Biedronce. One są bardzo tanie, można je rozcieńczyć (i myślę, że dwie starczą dla trzech osób) i są przepyszne.
Prawie nie bywam w Biedronce ale zapamiętam. Tylko jaka to "marka" bym wiedziała co szukać.
kręgosłup nie odpuszcza wiec i ja niemrawa jestem
Aniu, dziękujemy ślicznie za paczkę z mokrym i suchym.
Koty tradycyjnie z kartonu zadowolone najbardziej.
Pasą się już tackami. Emmunia ostatnio mniej je. Co mnie martwi. Zmiany częste powodują ,że skubie więcej.Robi radosny rzut la talerz. Capie ze smakiem by po kilku łykach zwolnić tempo i odejść z wyrazem degustacji na pysku. Dranica. Moje wewnętrzne panikarstwo mówi, że coś jej dolega tylko nie widać tego. Wetka też nie osłuchała i wymacała.
Uzi zaliczył okulistę. Zeszło się nam długo. Wypadki po blokowały trasy. Korki nieziemskie. Janusz wyrzucił mnie po powrocie w lesie
by koty nakarmić. Choć może byłby szczęśliwy podejmując taki krok. Tylko ja wrócę i będzie źle
Wzięłam ze sobą żarcie. Jak to kociara. Wszak do stolicy jedzie się z wałówką.
Po lesie była kotłownia i reszta. Wszystkie czekały. Czekolada wracał z obchodu misek. Pewnie poszukiwał pełnych. Zawołany zatrzymał się, dostał swoje wh ale...zwiał. Po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, że on mnie nie poznał
Capiłam perfumami, trzepałam tuszem z rzęs i... miałam na się ludzkie ciuchy oraz "normalną" torebkę. Z której nic nie capiło i gary nie obijały się. Też bym dała nogę bojąc się o swój ogon. Zboczona paniusia.
Uzi... Uzi ma zapalenie ropne rogówki oraz naczynka mu wrastają. Wcześniej rozwalając się. Dostał leki (ma brać trzy tygodnie) i dziś jakby lepiej. Jak to dobrze, że jednak pojechaliśmy. Na "oko" nic się nie działo bo nic nie było widać. Tylko przymykał powiekę. A zrosty jakby większe się robiły. Zasłaniając światło tego co mu zostało. Z bólu oko cofało się. Tak na chłopski rozum nam wytłumaczono. I ja tak
pomyślałam pamiętając o U-Boosiu.
Wczoraj rano lekko zaogniło się wszystko. A patrzałka zmalała bardzo. Nieodmiennie utwierdzam się ,że trzeba ufać swym przeczuciom. Powinnam pojechać z nim kilka dni wcześniej. Mimo tego, że wyglądało na poprawę po lekach. Musiało go boleć ale doskonale maskował się. Jadł i bawił się normalnie. Tylko wczoraj wyglądało ,że zaczyna mu dokuczać i tarł sobie to biedne ślipko.
Drogę zniósł dzielnie. Mimo szarpaniny w korkach. Od czasu do czasu wydawał rozpaczliwy skowyt. Przyjmowałam go z ulgą. Jak kot milczy to ja mam czarne myśli. Biją mnie po czaszce, że ze stresu może zamilkł na wieki
Nie nadaję się do tej roboty.
Trzeba było widzieć minę Janusza gdy dowiedział się, że jedzie do stolicy. W piątkowe popołudnie
Stwierdził, że NIKT go nie powiadomił! Pytam "jak?" skoro telefonu nie ma to jak miałam to zrobić?
Ale zupkę ugotowałam. Przed wyjazdem się wyrobiłam pecając sobie uciekającym gnatem kiecę. Miałam marzenie, że nie uda mi się ubrudzić skoro uważać będę. Więc nie będę musiała przebierać się
Muszę zainwestować w przeżytek chyba. Fartuszek!
Gar kartoflanki wyszedł. Przed ruszeniem każde z nas miseczkę zeżarło.