Pustawo u na. Ileż razy to pisałam
Tetryczna pamięć, zrzęda i takie tam.
Dojeżdżam do weta. Jestem razem z wetką. Pod drzwiami stoi już jakiś pan.
Żartuję ,że rolet pilnuje. On się wita i tłumaczy ,że sunia w aucie siedzi bo gorąco. Jesteśmy sporo przed czasem. Wchodzimy do poczekalni. Stawiam transorter z malcami pod ścianą. Tak by każdemu było daleko. Za chwilkę wchodzi sunia. Pitbulkowata szczupła dziewczynka prowadzona przez mięśniaka w kolorowych ciuchach. Typ kibola. Z tatuażem w każdym widocznym miejscu. Łysol. O opalonej na brąz skórze. Pies rusza ku transporterowi. Nabieram oddechu i spinam poślady by ruszyć ku obronie. Szok pierwszy. Facio przytrzymuje psa ze słowami " zostaw Soniu, koteczki mogą się bać". Z reguły jest odwrotnie. Pies/dziecko/babon... (właściwe skreślić lub wstawić) musi zobaczyć wsadzając nos w kraty. Pies jest piękny. Kolorowy siedzi na podłodze i czule ją tuli. Towarzysz pyta jak zniosła siedzenie w aucie. Obaj zagajają rozmowę o moich kocikach. Pytają. Tłumaczą się jakby dlaczego nawet nosa nie wsadzają. Bo... one i tak w stresie i jeszcze obcych im nie trzeba. Nie jest to nachalne. Ot, rozmówki takie se. Ciągle Sonię dotykają, przytrzymują, głaszczą. Mimo chodem dowiaduję się ,że przyszli tak wcześnie by małą nie czekała w kolejce. Bo upał, nerwy...bo to tylko zastrzyk. Bo ona ... umiera na raka i tylko opieka paliatywna wchodzi w grę. Byli już wszędzie i u każdego. Nie ma nadziei. Więc ...więc tak sobie pomyśleli ,że jej ostatnie dni, tygodnie, miesiące będą tylko dla niej. Dopóki może jeszcze z życia korzystać. Koniec ograniczeń. Spanie w łóżku tyle ile sobie życzy. Spacery także. Specjalna buda na podwórku postawiona została by w upały cień był. Sonia lubi chodzić, biegać, zwiedzać... Więc wożą ją po zakątkach kraju i nie kraju by mogła świat zobaczyć. Tak, tak to brzmiało. Nie oni brali ją ze sobą. Tylko Ona pozwalała się transportować. Z jakim uczuciem mówili jak radośnie chodzi , jak się cieszy, ile tysięcy kilosów przeszła. Biorą jej przybraną siostrę ze sobą. Obie są znajdami. Sunia (tak ma na imię drugi pies, kundelek) sam sobie wybrał ich na dom. W zimny ranek Nowego Roku wskoczyła do otwartego auta gdy bramę otwierali. I została. Bo jak mogli wywalić na mróz psie dziecko. Teraz cieszą się ,że umierająca mała ma towarzysza. Takiego z jej gatunku. W jednym są tylko nie ubłagani. Karma. Nie wolno jej jeść wielu rzeczy więc nie je. A oni unikają ludzkich przysmaków by psu nie robić przykrości.
Bo wie pani, jak mamy jej odmówić skoro wiemy ,że kocha lody, kurczaka z rożna...? Dowiedziałam się o tym gdy przyszedł młody człowiek z jorkiem co to ciągle problemy ma z brzuszkiem.Po...zjedzeniu ludzkiego jedzenia. To był jakiś ich znajomy. Udzielili mu lekcji dietetyki. Z przyjemnością posłuchałam tych wywodów. Przyjęcia zaczęły się. Tokując do Soni wprowadzili do gabinetu. Potem wyszli cały czas czule do niej mówiąc. A ja bardzo, bardzo się wzruszyłam.